- Uważam, że Lleyton jest zawsze bardzo niebezpiecznym graczem. Niezależnie jak stary jest i jaki ma aktualnie ranking. On zawsze gra bardzo dobrze, szczególnie na trawie. Dlatego dobrze dla mnie, że udało mi się wygrać. Mam nadzieję, że nie będę musiał już przeciwko niemu grać, choć nie sądzę, żeby zakończył karierę wcześniej, niż za jakieś dwa lata - powiedział Janowicz. - Trochę brakło mi dziś szczęścia w tie-breaku, gdy trochę za bardzo zaryzykowałem przy pierwszym meczbolu. Przy drugim serwisie pomyliłem się wtedy o jakieś cztery centymetry tylko, a przy drugim on zagrał fantastyczne minięcie z bekhendu po linii, trafiając dokładnie w samą linię - dodał. Spotkanie rozpoczęło się w czwartek późnym popołudniem, ale zostało przerwane przez deszcz przy stanie 4:4 w drugim secie, a wcześniej pierwszego rozstrzygnął na swoją korzyść Polak 7:5. W piątek, tuż po wznowieniu, Janowicz zdołał przełamać podanie rywala i po utrzymaniu własnego zdobył drugiego seta, tym razem 6:4. Natomiast w trzecim nie doszło do żadnych "breaków", więc jego losy rozstrzygnęły się dopiero w tie-breaku. W nim bliski sukcesu był Polak, bowiem wyszedł na 6-4 i nie wykorzystał dwóch piłek meczowych, po czym przegrał go 7-9, a następnie również czwartą partię 4:6. W decydującym secie Hewitt nie wytrzymał presji i od stanu 1:1 dwukrotnie stracił swój serwis. Zrobiło się dzięki temu 5:1 dla łodzianina. Australijczyk odrobił co prawda stratę pierwszego "breaka", ale przy 5:3 Janowicz zdobył ostatniego gema do zera, wykorzystując pierwszego meczbola po trzech godzinach i trzech kwadransach gry. Podczas dwudniowego pojedynku obaj tenisiści nie tylko pokazali cały wachlarz tenisowych umiejętności, ale również toczyli swoistą wojnę na okrzyki, wymyślne sposoby zagrzewania się i niemal po każdym zwycięskim punkcie zaciskali w górze pięść. - Wiadomo, Lleyton z tego słynie, że jest bardzo wybuchowy i głośny, dlatego wiedziałem, że muszę być cały czas być bardzo agresywny na korcie i wciąż się pobudzać. Do tego jego team strasznie mnie drażnił, bo cały czas krzyczał jakieś zaczepne i denerwujące rzeczy, choćby jak brałem ręcznik od chłopców do podawania piłek. Mój trener w końcu się zdenerwował i zaczął robić to samo, bo to było nie w porządku. Oni dodatkowo mnie nakręcali, a ja wiedziałem, że nie mogę na tym meczu nawet na chwilę "przysnąć", dlatego też było w mojej postawie dużo ekspresji tym razem - powiedział Janowicz. Australijczyk w pierwszym meczu w Londynie wyeliminował w czterech setach innego Polaka Michała Przysiężnego, który po tej porażce na świeżo przekazał rodakowi swoje uwagi o rywalu w drugiej rundzie. - Rozmawiałem z Michałem o Lleytonie i wczoraj, a wcześniej również zaraz po jego meczu. Wypytałem się czego się mogę spodziewać. Tak samo rozmawiałem jeszcze z jego trenerami Charpantidisem i Urbanem, którzy również coś mi podpowiadali, więc w jakimś stopniu zawdzięczam im też to zwycięstwo. Cóż, no Michał jest moim najlepszym przyjacielem w całym Tourze, zawsze się trzymamy blisko i mogę na nim polegać. Szkoda, że nie udało mu się pokonać Lleytona, choć grając naprawdę bardzo dobrze przegrał, to jednak mocno mi ułatwił grę. Czasami prawdziwi przyjaciele się znajdują, wiec - powiedział Janowicz. Kolejnym rywalem ubiegłorocznego półfinalisty tej imprezy (na razie obronił 90 z 720 punktów za poprzednią edycję), będzie już w sobotę Hiszpan Tommy Robredo (nr 23.). - Widziałem parę jego gemów, więc wiem, że gra tu bardzo dobry tenis. Dopiero parę chwil temu skończyłem bardzo ciężki mecz z Hewittem i jeszcze się nie zastanawiałem co mnie czeka dalej w drabince. Na pewno nie mogę sobie pozwolić, żeby moja forma przed meczem z Robredo spadła choćby o piętnaście procent - uważa łodzianin, który nie miał w piątek dnia przerwy przed trzecią rundą. - Faktycznie mecz rozgrywaliśmy dzisiaj, bo wczoraj było tylko półtora seta, no prawie dwa. Ciężko mi jest powiedzieć, czy to dla mnie lepiej, ze grałem teraz codziennie przed spotkaniem z Robredo. Okaże się jutro na korcie - dodał. Janowicz zagra w sobotę z Robredo dopiero w trzecim meczu wyznaczonym na korcie numer 12. Natomiast już o godzinie 12.30 na kort numer dwa wyjdzie Łukasz Kubot, ubiegłoroczny ćwierćfinalista, a jego rywalem będzie Kanadyjczyk Milos Raonic (nr 8.). Późnym popołudniem Kubota czeka jeszcze występ w drugiej rundzie gry podwójnej. Razem ze Szwedem Robertem Lindstedtem (nr 7.) będzie walczył o miejsce w 1/8 finału z Hewittem i innym Australijczykiem Chrisem Guccione. W tej samej fazie debla kobiet Klaudia Jans-Ignacik i Ukrainka Julia Bejgelzimer spotkają się na otwarcie rywalizacji na korcie nr 12. (o 11.30) z najwyżej rozstawioną parą Su-Wei Hsieh z Tajwanu i Chinką Shuai Peng. Natomiast szansę na awans do ćwierćfinału w mikście będzie miał Tomasz Bednarek, który występuje w Londynie z Amerykanką Vanią King. W drugiej rundzie ich rywalami będą Białorusin Maks Mirnyj i Hao-Ching Chan z Tajwanu (14.). Wśród juniorów w singlu zagra też pierwszy z trzech Polaków - Jan Zieliński, a po drugiej stronie siatki stanie Brytyjczyk Joel Cannell. Z Londynu Tomasz Dobiecki