Olgierd Kwiatkowski, Interia: Jak doszło do tego, że zagrał pan w Metz debla w parze z Hubertem Hurkaczem? Jan Zieliński, zwycięzca turnieju deblowego w Metz w parze z Hubertem Hurkaczem: - Pomysł narodził się bardzo dawno temu. Znamy się z Hubertem już od wielu lat, sam już nie pamiętam ilu - piętnastu, siedemnastu? Małe marzenia o wspólnej grze w turniejach ATP zrodziły się w nas bardzo dawno temu. W ostatnich miesiącach nasze plany były bliskie realizacji, bo poprawiał się nasz ranking deblowy. Wspólny występ stawał się coraz bardziej prawdopodobny. Mamy stały kontakt, rozmawiamy prawie codziennie, wymieniamy się wiadomościami. Razem doszliśmy do wniosku, że jest teraz szansa zagrać w Metz. Hubert najpierw myślał, żeby wystąpić o "dziką kartę", bo wiedział, że będzie z "jedynką" w turnieju singla, ale okazało się, że dostaliśmy się do turnieju z listy. Byliśmy tym pozytywnie zaskoczeni. Reszta to już historia. Przyjaźń przyjaźnią, ale nie czuł pan wyjątkowej odpowiedzialności, grając w parze z tak renomowanym zawodnikiem? - Było zupełnie na odwrót. Gra z takim partnerem to czysta przyjemność. Hubert wprowadza na korcie luz i spokój. Jeśli pojawił się u mnie stres, był związany z tym, że dopiero po raz drugi grałem turniej ATP. Wcześniej wystąpiłem w Gstaad z Szymonem Walkowem (polska para dotarła wtedy do finału - ok). Sam sobie w głowie narzucałem presję, bo zależało mi na dobrym występie. Ale właśnie dzięki Hubertowi odnalazłem spokój i w najważniejszych momentach pokazywałem najlepszą grę, co potem było widać po wyniku. Wygraliśmy turniej. To duży sukces i myślę, że jeszcze razem coś osiągniemy. Macie plany, by jeszcze razem grać? - Z Hubertem będzie ciężko. Nasze starty się nie zgrywają. Hubert walczy o pierwszą ósemkę rankingu ATP Race i prawo do gry w turnieju Masters. Będzie bardziej skupiał się na singlu. Ja teraz gram z Szymonem. Chcemy wspólnymi siłami poprawić swój ranking i może wskoczymy do pierwszej setki Wiemy już, że Hubert Hurkacz jest znakomitym tenisistą, a jakim jest człowiekiem? - Ze świecą szukać lepszej osoby. Jakim jest tenisistą, takim jest człowiekiem. Przyjazny dla kibiców, mediów, dla nas zawodników, zawsze rozdaje autografy, robi zdjęcia, chętnie udziela wywiadów. Z mojej strony? To świetny przyjaciel. Życzę każdemu takiego przyjaciela, jakim jest Hubert. Jest pan w tej chwili na 103. pozycji, pierwsza setka jest bardzo blisko. Co taki awans oznacza dla tenisisty? - Dwucyfrowy ranking podbudowuje mentalnie. To ważny krok w karierze, ale to nie jest końcowy cel, ale przystanek w drodze do celu. Współpracuję z Mariuszem (Fyrstenbergiem), który jest moim trenerem. Mam nadzieję powtórzyć jego sukcesy i możliwe, że kiedyś nawet go przegonić. Bardzo długo trwa pana wspinaczka w rankingu. Karierę zawodową rozpoczął pan osiem lat temu. - To bardzo żmudna droga. Trzeba przelać wiele potu na treningach, wiele się nauczyć, potem to wszystko zademonstrować na turniejach. Wiele turniejów trzeba też przegrać. Jest bardzo trudno piąć się w rankingu, szczególnie dziś. Jestem na 103. miejscu, mam zdobytych 1100 punktów. Z taką liczbą punktów dwa lata temu byłbym w okolicach 75. miejsca. Skąd ta różnica? - Przez Covid. Odwoływano turnieje, ranking został zamrożony. Niektórzy zawodnicy mają jeszcze punkty sprzed dwóch lat. To podobne przypadki jak ten Rogera Federera, który, mimo że tak mało gra, nadal jest w pierwszej dziesiątce rankingu singlistów. "W deblu nawet będąc w pierwszej setce rankingu nadal trzeba inwestować ze swojej kieszeni". Tak mówił mi kilka lat temu Mariusz Fyrstenberg. Czy nadal tak jest? - Zarabia się będąc w pierwszej "30", może "40" na świecie. Kiedy jest się niżej albo się dokłada, albo ma się sponsorów. Jest ogromna różnica między nami deblistami i singlistami. W singlu, łapiąc się na eliminacje Wielkiego Szlema, można zarobić dobre pieniądze i przez jakiś czas byś spokojnym o swoją przyszłość. A jaki ranking musielibyście mieć, żeby zagrać wspólnie w Wielkim Szlemie? - Wspólny ranking musi być w okolicach 140. Nasz obecny wspólny ranking to 208. Musimy zejść około 60. pozycji, by grać w Wielkim Szlemie. W obecnej sytuacji to jest bardzo trudne. Teraz gra pan challengera w Orleanie razem z Szymonem. Jaki cel sobie stawiacie? - Zawsze celujemy jak najwyżej. Nie patrzymy na drabinkę, wychodzimy, gramy. Szymon, wygrywając rundę w US Open z trzecią rozstawioną parą, a jak turniej w Metz pokazaliśmy, ze jesteśmy mocni. W pierwszej rundzie mamy za rywali francuską parę, która zajmuje miejsce w pierwszej dziesiątce rankingu, na pewno potrafią grać. Celujemy w zwycięstwo. Hubert Hurkacz z Metz poleciał do San Diego. Czy wytrzyma trudy tak długiej podróży i kolejnego turnieju? - Nie jest to łatwe zadanie, którego się podjął. Ale wierzę w niego, że i fizycznie i psychicznie udźwignie ten ciężar. Rozmawiał Olgierd Kwiatkowski