- Czy my już nie rozmawialiśmy? Śledzisz mnie? Sam już nie wiem jak się nazywam, bo pracuję tutaj w tym roku na trzech etatach jednocześnie. Na szczęście od mam już wolne przynajmniej jako trener - powiedział ze śmiechem Ivanisević zapytany czy skomentuje sytuację w męskiej drabince dla INTERIA.PL Obecnie 42-letni Chorwat występuje na londyńskich kortach w deblowym turnieju legend tenisa. Natomiast do środy pojawiał się na treningach i na trybunach jako trener rodaka Marina Cilicia, rozstawionego z numerem 23, który przegrał w ćwierćfinale wpięciu setach z Serbem Novakiem Djokoviciem (1.). - Jeśli chodzi o to, kto wygra ten Wimbledon, to wiem, że na pewno nie Marin, niestety. Ale tylko tego jestem pewien. Oczywiście wszyscy powiedzą pewnie, że albo Djoković, albo Federer, ale to wcale nie jest takie oczywiste. Jako emeryt trzymam kciuki za Novaka i Rogera, jednak jestem dość oszczędnym człowiekiem, no dobrze trochę skąpym, więc na pewno nie postawiłbym na to pieniędzy - powiedział INTERIA PL Ivanisević. - Ale poważnie, w sumie czy kiedyś bywam poważny? No dobrze już. Nie chciałbym się narażać nikomu, szczególnie Brytyjczykom, ale z tak słabo grającym Andym Murrayem ja też pewnie bym wygrał. Dlatego na pewno trudno ocenić dokładnie formę Dimitrowa, no i jeszcze pamiętajmy, że to jego pierwszy półfinał w Wielkim Szlemie, więc będzie pewnie mocno zdenerwowany. Natomiast dla Djokovicia praktycznie dopiero teraz rozpoczyna się turniej - dodał. Dimitrow bez straty seta wyeliminował w środowym ćwierćfinale Murraya, ubiegłorocznego zwycięzcę Wimbledonu. Wcześniej w Wielkim Szlemie udało mu się dojść najdalej do ćwierćfinału w styczniowym Australian Open, natomiast w Londynie w trzech z czterech startów udawało mu się przejść pierwszą rundę. Serbsko-bułgarski pojedynek zostanie w piątek rozegrany jako pierwszy, o godzinie 14.00, a faworytem jest Djoković (nr 2.), triumfator Wimbledonu z 2011. Wygrał on trzy z czterech dotychczasowych ich meczów, a poniósł porażkę z Dymitrowem (11.) tylko na nawierzchni ziemnej. Po nich na Kort Centralny wyjdzie Szwajcar Roger Federer (nr 4.), siedmiokrotny zwycięzca londyńskiej imprezy (2003-07, 2009 i 2012). Jego rywalem będzie debiutujący w wielkoszlemowym półfinale Kanadyjczyk Milos Raonić (8.). Federer ma korzystny bilans dotychczasowych pojedynków z Kanadyjczykiem 4-0, ale tylko raz nie oddał mu seta - w styczniu 2013 roku w Australian Open. Pozostałe trzy pojedynki, w tym jeden na trawie w Halle w 2012 roku, wygrał po zaciętych trzysetowych spotkaniach. - Mam nadzieję że tego nikomu nie powiesz, ale Raonić zachowuje się jak robot. Widziałeś kiedyś "Robocopa"? To dokładnie ten sam typ. Jeśli wszystko będzie u niego działać to będzie strzelał serwisem jak z karabinu. Jednak tym razem po drugiej stronie siatki będzie miał dobrze returnującego Rogera. Myślę jednak, że spokój i technika Federera powinny wystarczyć do rozmontowania serwisu Milosa, a jeśli mu się uda przełamać go już w pierwszym secie, to wybije go z rytmu i odbierze pewność siebie. Ale czy to wystarczy mu w finale na Djokovicia? Nie wiem, Roger nie jest już zbyt młody - powiedział Ivanisević. - Mam nadzieję, że nie zamierzasz mnie pytać kto wygra turniej kobiet? Nie? To dobrze, ale i tak powiem od razu, że oczywiście Bouchard. Jestem jej wielkim fanem i wierzę w nią, choć nawet nie wiem z kim zagra w sobotę. Z Kvitovą? To powiem, że wygra Bouchard, bo nie zaakceptuję innego wyniku. Ale jakby cię pytała kogo obstawiałem u facetów, to powiedz, że oczywiście Raonicia. Tak będzie lepiej, w końcu nigdy nie wiadomo - dodał triumfator Wimbledonu z 2001 roku. W sobotnim finale singla kobiet 20-letnia Kanadyjka Eugenie Bouchard (13.) spotka się ze zwyciężczynią tej imprezy sprzed trzech lat Czeszką Petrą Kvitovą (6.). Z Londynu Tomasz Dobiecki