"Zawody w Pattai były dla Agnieszki bardzo udane, ale nie ukrywam, że przez przypadek" - powiedział Robert Radwański, ojciec i trener "Isi" w jednej osobie, cytowany przez "Rzeczpospolitą". "Pojechaliśmy do Tajlandii tylko ze względu na Urszulę, która otrzymała tam "dziką kartę". Wyszło, jak wyszło, ze względów prozaicznych" - dodał. Ze względu na dobry wynik w Pattai Radwańska zrezygnowała ze startu w kolejnym turnieju w Antwerpii, za co przyszło jej zapłacić cztery tysiące dolarów kary. "Najpierw zgłosiłem Agnieszkę do lutowych startów w Antwerpii, Dausze i Dubaju. Miesiąc przed turniejem w Belgii pojawiła się nagle możliwość startu Uli w Pattai. Wysłaliśmy do władz WTA odpowiedni faks, ale się okazało, że o wiele za późno. Przyznam, że trochę w tym winy żony. Żeby wszystko było jasne: rozważaliśmy także możliwość gry w Belgii. Jednak koszt przelotu dwóch osób do Europy, powrotu do Dauhy oraz mieszkania w Antwerpii przekroczyłby te 4 tys. dolarów kary od WTA. Zgłosiliśmy nieobecność już po sobotnim losowaniu, dlatego kara była tak wysoka. Gdybyśmy się pospieszyli o dzień, to pewnie byłaby co najmniej o połowę mniejsza" - wytłumaczył Robert Radwański. Krakowianka po przerwie wystąpi więc w Dausze. "Odpoczynek jej się przyda. Agnieszka mogła teoretycznie lecieć do Antwerpii, ale pewnie wiele by tam nie zrobiła. Po finale w Pattai na stopach miała już niemal otwarte rany" - stwierdził ojciec tenisistki.