Dla Bianki Andreescu (133. WTA) to wyjątkowo trudny sezon. Niemal nieustannie zmaga się z kontuzjami. Po dziewięciomiesięcznej przerwie spowodowanej urazem pleców zagrała bez powodzenia w Roland Garros. Nieudany okazał się również start w US Open. W październiku widzieliśmy ją w Osace i Tokio (ćwierćfinał WTA 500). Jak się okazuje, były to jednak jej ostatnie podrygi w tym roku. Kanadyjska federacja ogłosiła, że 24-letnia zawodniczka nie weźmie udziału w zbliżających się finałach Billie Jean King Cup. Mistrzyni US Open walczy z czasem. Wtedy ma wrócić na kort, padła konkretna data Andreescu woli dmuchać na zimne. Chce demonstrować na korcie szczytową formę. A to się nie uda bez dłuższego czasu poświęconego na odpoczynek i regenerację. Polskie tenisistki czekają na rewanż z Kanadą. Jest Świątek, nie ma Andreescu "Jestem rozczarowana, że nie będę mogła dołączyć do drużyny w Maladze, ale wierzę w jej zdolność do obrony tytułu. Nasz zespół ma świetną energię i dynamikę. Jeśli ktoś może wygrać dwa tytuły z rzędu, to właśnie ten team!" - słowa Andreescu czytamy w komunikacie Tennis Canada. Przed rokiem Kanadyjki okazały się sensacyjnymi triumfatorkami turnieju rozgrywanego w Sewili. Był to pierwszy w historii tytuł wywalczony przez kobiecą drużynę spod znaku klonowego liścia. Andreescu nie brała udziału w zawodach. Polki, startujące wówczas bez Igi Świątek, odpadły z rywalizacji po grupowej porażce właśnie z Kanadą. Tym razem raszynianka będzie filarem naszego zespołu (Malaga, 12-20 listopada). Ekipę z Ameryki Północnej tworzą natomiast: Leylah Fernandez, Rebecca Marino, Gabriela Dabrowski i Marina Stakusic. Jeśli kanadyjska drużyna obroni tytuł, będzie pierwszym zespołem od 2016 roku (podwójny triumf Czech), który dokonał takiej sztuki.