Patrząc na losowanie drabinki w Paryżu, kibice polskiej tenisistki nie uśmiechali się raczej zbyt szeroko. Raz że Iga Świątek jest w gorszej dyspozycji niż choćby rok temu. Dwa: to losowanie było wyjątkowo trudne. Już rywalizacja w pierwszej rundzie z Rebeccą Sramkovą stwarzała jakieś zagrożenie. A później wcale miało nie być łatwiej. Może z wyłączeniem drugiej rundy, już wyjaśniamy, dlaczego. Polka wygrała bowiem swoje niespełna półtoragodzinne starcie ze Słowaczką 6:3, 6:3. Mecz jej potencjalnych rywalek w kolejnej fazie zaczął się o godzinę wcześniej, na kort numer osiem wyszły już Emma Raducanu i Xinyu Wang. Tyle że gdy Polka zaczynała, one nie skończyły jeszcze pierwszej partii, a gdy skończyła - Brytyjka i Chinka były w trakcie trzeciej. Rybakina nie powtórzy historii z Miami. 105 minut w Paryżu, dwa dni po tytule Z Raducanu Iga mierzyła się cztery razy, bilans tych starć to 4:0 dla Polki i 8:0 w setach. W styczniu w Melbourne rozbiła byłą mistrzynię US Open 6:1 i 6:0, dla Raducanu było to ciężkie przeżycie. A Xinyu Wang? Wpadły na siebie dwa lata temu, właśnie na tych kortach. Iga potrzebowała zaledwie 51 minut by rozbić Chinkę rowerem: 6:0 i 6:0. Stąd, w teorii, wynik tego starcia nie powinien mieć dla Polki większego znaczenia, bo jest po prostu lepsza od obu tych zawodniczek. A one stoczyły bardzo długie spotkanie, pełne emocji, po którym jednak cieszyła się tylko Raducanu i jej kibice. Brytyjka może bowiem liczyć na spore wsparcie z trybun. Roland Garros. Emma Raducanu kontra Xinyu Wang. Ten mecz miał wyłonić potencjalną rywalkę Igi Świątek Nie było to spotkanie wybitne, choć oglądało się je dość dobrze, bo ilość błędów była podobna do liczby wygrywających ataków. Raducanu prowadziła w pierwszym secie 5:4, serwowała po seta i... została przełamana. Za chwilę jednak znów była na prowadzeniu 6:5, miała serwować, ale nie podniosła się z ławki. Poprosiła o wsparcie fizjoterapeuty, za chwilę arbiter ogłosił przerwę medyczną na rzecz zawodniczki z Wielkiej Brytanii, a na mięśniu czworogłowym pojawił się worek lodu. Emma wróciła jednak do gry, wygrała do zera gema przy swoim serwisie, zamknęła tego seta (7:5). I zrobiła spory krok ku drugiej rundzie. Chinka była jednak trochę bardziej aktywną zawodniczką na korcie, zaczęło też dopisywać jej szczęście. Dyktowała warunki w drugiej partii, najpierw przełamała Raducanu na 3:1, później obroniła podanie mimo dwóch break pointów Emmy, wreszcie kolejny break wyprowadził ją na prowadzenie 5:1. I wtedy stanęła. Raducanu zaczęła stawiać wszystko na jedną kartę, wygrała trzy kolejne gemy, doprowadziła do stanu 4:5. I serwując na remis miała cztery okazje, by tego dokonać. Nie udało się, choć w sukurs przyszedł jej nawet sędzia, analizując ślad na korzyść Brytyjki, z czym długo nie mogła zgodzić się Chinka. A miała wtedy piłkę setową. To jednak Wang wygrała partię 6:4, wyrównała na 1:1. W trzecim secie to Chinka znalazła się już pod ścianą, przegrywała 2:5, Raducanu miała dwa meczbole, dające prawo gry z Igą Świątek. I nie wykorzystała ich, dała rywalce nadzieję. Ale tylko na kilka minut, Wang kiepsko już serwowała. I mecz zakończyła podwójnym błędem. Przegrała 5:7, 6:4, 3:6.