Olgierd Kwiatkowski, Interia: Spotykamy się na kortach warszawskiej Delty. Czy wie pani, kto trenował obok, na boisku piłkarskim? Iga Świątek, 88. zawodniczka rankingu WTA: - Nie wiem, nie za bardzo interesuję się piłką nożną. Robert Lewandowski... - Nie wiedziałam o tym. Czy kariera Roberta Lewandowskiego jest dla pani wzorem? Chłopak, który stąd, z Warszawy, wybił się i stał się najbardziej znanym polskim sportowcem na świecie. - Nie do końca można nas porównać. Uprawiamy inne dyscypliny, ale Robert Lewandowski jest na pewno dla mnie pewną inspiracją. To jeden z najlepszych polskich sportowców i fajny człowiek poza boiskiem. Dobry przykład dla młodych sportowców. A pani naprawdę nie interesuje się piłką? Czasami pojawia się pani na stadionie Legii. - Jestem związana z Legią, ale nie jestem wielką fanką piłki nożnej. Wolę koszykówkę, choć nie jest to sport zbyt popularny w Polsce. Może się jeszcze przekonam do piłki. Zaczęliśmy od Roberta Lewandowskiego, ale wróćmy do tenisa. Która z tenisistek jest dla pani wzorem? - Nie mam idolki. Inspiracją dla mnie były otaczające mnie osoby. Ostatnio z uwagą śledzę losy Gabrine Muguruzy. Hiszpanka przeżywa teraz spadek formy i mam nadzieję, że z niego wyjdzie. Jestem bardzo ciekawa jak sobie poradzi z tym problemem. To nieodzowna część sportu - kryzys i wyjście z niego. Bardzo kibicuję Muguruzie. A gdyby chciała pani wziąć przykład z innych tenisistek, tenisistów w różnych aspektach tej dyscypliny. Kto by był dla pani wzorem. Zacznijmy od pracowitości? - Rafa Nadal. Nic oryginalnego. Wszyscy młodzi tenisiści go uwielbiają. Podziwiamy go za to, jak pracuje, w jaki sposób poświęcił swoje życie dla tenisa, żeby stać się jednym z lepszych tenisistów na świecie. A jeśli chodzi o poszczególne uderzenia? - Nie mam jednej osoby, na której bym się wzorowała. Podobają mi się niektóre uderzenia Sereny Williams i ich siła. Lubię czasami obejrzeć mecze Simony Halep. Rumunkę doceniam za solidność. Lubię serwis Pliszkovej, wygląda jakby w ogóle nie wkładała w niego wysiłku, a jest to chyba najlepszy serwis w WTA. Od każdego biorę po trochu. Nie wymieniła pani Agnieszki Radwańskiej. Podobno nie lubi pani, gdy porównuje się panią z tą zawodniczką? - Nie. Dlaczego? Nie mam przeciwko. Ale to chyba nie jest właściwe. W tych porównaniach z Agnieszką Radwańską chodzi chyba bardziej o to, że równie szybko jak przed laty krakowianka wkracza pani do tenisowej elity. - Z jednej strony szybko, jeśli spojrzę na to z szerszej perspektywy. Ale ja patrzę na siebie z bliska i czuję, że z tygodnia na tydzień gram lepiej i ten awans jest efektem ciężkiej pracy. Poza tym, należę do osób niecierpliwych, więc mimo tego, że to idzie rzeczywiście bardzo szybko, to ciągle chcę więcej. To mnie motywuje do pracy. Zawsze byłyśmy ambitne - ja i moja siostra. Nie lubimy przestojów w karierach. Siostra nie gra w tenisa, ale jak widać po tym jak się uczy, też szybko się rozwija w tym, co teraz robi. Ten postęp nie jest niczym zaskakującym. To coś normalnego. Mam tylko nadzieję, że jak już dojdę do najwyższego pułapu, to będę w stanie się na nim utrzymać. Prześledziłem pani wyniki z przeszłości. Tennis Europe - drugi turniej i zwycięstwo, ITF Juniors - drugi turniej i zwycięstwo, ITF seniorek - pierwszy turniej i zwycięstwo, WTA - pierwszy turniej i awans do turnieju głównego, WTA w turnieju głównym - pierwszy turniej i finał. Pani idzie jak burza, zupełnie się nie przejmuje nowymi wyzwaniami. - Nie umiem tego wytłumaczyć, może tym, że mam bardzo dobre nastawienie do turniejów. W młodszych kategoriach byłam zawsze wysoka, najwyższa spośród startujących zawodniczek i to dawało mi przewagę, ale później tej przewagi nie było, nie widać było tej różnicy, a wygrywałam. Mój tenis ewoluuje, nie stoi w miejscu, rozwijam się. Już wiadomo, że w maju zadebiutuje pani w turnieju głównym turnieju wielkoszlemowego - Roland Garros. Można się spodziewać też takiego mocnego uderzenia? - Nie mam wielkich celów. Jeżeli nie zrealizuję tych mniejszych, nie będę załamana. Do Paryża jadę po to, żeby zebrać doświadczenie. Wiem, że porażki więcej uczą niż zwycięstwa. Lubi pani turniej Rolanda Garrosa? - Zawsze czułam sentyment do Rolanda Garrosa. W wieku 15 lat przeszłam eliminacje juniorskiego Rolanda Garrosa i zagrałam w turnieju głównym. To było dla mnie niesamowite przeżycie. Wtedy zmieniło się całkowicie moje nastawienie do tenisa. Zawsze będę czuła się świetnie na tym obiekcie, zawsze dobrze mi się tam gra. W ubiegłym roku wygrałam turniej deblowy Rolanda Garrosa. To mi pokazało, że mogę zdobywać trofea. Wcześniej dochodziłam do ćwierćfinałów w singlu albo do półfinału w deblu. To było moment przełomowy. Miesiąc później wygrałam juniorski Wimbledon. Wyznaczyła pani sobie konkretne cele wynikowe i rankingowe na ten sezon? - Najważniejszy już właściwie zrealizowałam. Moim celem było zakwalifikowanie się do turnieju głównego we wszystkich Wielkich Szlemach. Teraz pozostaje dobra gra, zebranie doświadczenia i poznanie, jak wygląda zawodowy tour. Pozwoli to z sensem ułożyć plan na przyszły rok. Jak panią traktują przeciwniczki? Jest pani przecież nową osobą w tym świecie WTA. - Nie znają mnie i to jest duży plus, bo czasami nie są przygotowane na to, jak ja gram. Ale to się niedługo zmieni. Wiele zawodniczek z mojego rocznika wspina się w rankingu i nasze wygrane nie wywołują już takiego zaskoczenia. Odczuwam to, że rywalki mnie doceniają za to, że jestem młoda i tak gram. Po finale w Lugano Polona Hercog powiedziała o mnie kilka ciepłych słów. W Lugano, po ceremonii dekoracji rozmawiałam chwilę z Martiną Hingis. Chwaliła mnie, powiedziała, że śledzi mnie odkąd wygrałam juniorski Wimbledon i cieszyła się, że zobaczyła moją grę na żywo. Stwierdziła, że docenia to, co robię. To dla mnie budujące słowa.