Na tydzień przed startem paryskiego Mastersa, który będzie ostatnim dużym turniejem przed ATP Finals, światowa czołówka już niemal w komplecie wróciła do rywalizacji. Niemal, bo wciąż odpoczywa Novak Djoković, a Carlos Alcaraz zrezygnował z gry z powodu kontuzji. W Bazylei i Wiedniu pojawili się za to wszyscy zawodnicy z miejsc od 3. do 24. - właśnie teraz zaczął się kolejny etap eliminacji z gry w Turynie. Pewni występu są tam na razie: Djoković, Alcaraz, Daniił Miedwiediew, Jannik Sinner i Andriej Rublow, o pozostałe trzy miejsca trwa wciąż walka. W grze pozostało 14 zawodników, w tym - na niezłej pozycji - Hubert Hurkacz. Wiele jednak zależy od występu Polaka w Bazylei - a tu jutro zagra z Tallonem Griekspoorem o półfinał, choć najważniejszy i tak będzie Masters w hali Bercy. Co się stało z amerykańską gwiazdą tenisa? Trzy porażki, każda bliźniaczo podobna Do niedawna wydawało się, że pewnym kandydatem do występu w ATP Finals będzie Taylor Fritz. Amerykanin ma w dorobku triumf z USA w United Cup, wygrał turnieje w Delray Beach i Atlancie, w tych większych regularnie dochodził do ćwierćfinałów. Może poza Wielkimi Szlemami, bo jedynie w ojczystym kraju spisał się na miarę swoich możliwości. Jesienią dopadł go jednak kryzys - w Szanghaju przegrał już drugi pojedynek z Diego Schwartzmanem (130 ATP), który do turnieju przystąpił z dziką kartą, w Tokio sensacyjnie zaś uległ 215. na liście Japończykowi Shintaro Mochizukiemu. Wszystkie te spotkania, włącznie z dzisiejszym z Aleksandrem Szewczenką, łączy jedno - Amerykanin tracił nadzieję w tie-breakach trzeciego seta. W Bazylei przeszedł jednak samego siebie. Rosjanin z Austrii, który może być... Kazachem. Niesamowity przebieg meczu w Bazylei Fritz rywalizował bowiem z mieszkającym w Austrii, ale wciąż formalnie reprezentującym Rosję Szewczenką, który gra w kratkę. Czasem stać go na niezły mecz ze znanym rywalem (pokonał choćby Matteo Berrettiniego w Dubaju, Sebastiana Kordę w Waszyngtonie czy teraz Stana Wawrinkę w kwalifikacjach w Bazylei), ale też ma sporo wpadek. W czerwcu przyleciał do Poznania jako jedynka w miejscowym challengerze i pożegnał się z nim już po pierwszym starciu z 805. na świecie Amerykaninem Dalim Blanchem. Fritz był więc wielkim faworytem, grał świetnie i... odpadł! Aż trudno w to uwierzyć, ale Amerykanin miał 63 wygrywające zagrania (w tym 22 asy), popełnił zaledwie 16 niewymuszonych błędów, wywalczył 15 break pointów. I ani jednego z nich nie wykorzystał! Już pierwszy set był nieprawdopodobny, bo do tie-breaka żaden z nich nie miał choć cienia szansy na breaka. W tie-breaku zaś Szewczenko prowadził 6:1, miał pięć piłek setowych, w tym dwie przy swoim serwisie i... przegrał 7:9. W drugiej partii Amerykanin wywalczył już jednak osiem szans na przełamanie rywala, te najważniejsze były w jedenastym gemie, przy stanie 5:5. Prowadził 40:0, Szewczenko te trzy punkty wybronił, później jeszcze jeden. A w tie-breaku tym razem to Rosjanin się cieszył - wygrał 8:6. W decydującej partii sytuacja się zresztą powtórzyła - Fritz prowadziła 40:0 w ósmym gemie, miał trzy okazje na 5:3. A później dwie piłki meczowe w gemie numer 12. I je przegrał. Szewczenko zaś w tie-breaku wykorzystał jedno jedyne miniprzełamanie - przy swoim pierwszym meczbolu. I to on zagra o półfinał. Wielka szansa Huberta Hurkacza. Wiele zależy od formy Polaka Ta porażka może mieć duże znaczenie tak dla Fritza, jak i dla Huberta Hurkacza. Polak bowiem goni swojego rywala w rankingu Race, traci dziś do niego równe 200 punktów. Jeśli dojdzie do finału, wyprzedzi Amerykanina o 10 oczek, będzie wtedy co najmniej dziewiąty. A może nawet ósmy, jeśli wygra cały turniej, bo Holger Rune jest w kiepskiej formie, a też może stanąć na drodze Polaka w finale. O ile wcześniej nie odpadnie w starciu z jakimś niżej notowanym rywalem, jak Fritz ostatnimi czasy.