Dla Huberta Hurkacza udział w imprezie w Miami miał szczególne znaczenie. To właśnie w tym turnieju rok temu Polak odniósł jeden z największych sukcesów w karierze. Teraz stał on przed trudną sytuacją obrony zdobytych punktów. Porażka we wczesnej fazie rywalizacji mocno wpłynęłaby na spadek w rankingu. Wydawało się, że pierwsze zadanie stojące przed Polakiem jest dla niego stosunkowo proste. Arthur Rinderknech dotychczasowo niespecjalnie zapracował na to, by zapaść w pamięć kibicom tenisa. Obecnie zajmuje on miejsce w szóstej dziesiątce rankingu ATP. W tym roku Francuz najlepiej poradził sobie w Dosze, docierając do półfinału. Hubert Hurkacz udowodnił swoją wartość Mecz zweryfikował jednak założenia o gładkim zwycięstwie Polaka. Hurkacz od razu odczuł opór przeciwnika, który szczególnie dobrze radził sobie przy swoim serwisie. Świadczy o tym fakt, że obrońca tytułu nie wywalczył sobie żadnej okazji do przełamania. Wrocławianin tak pewnie nie grał, broniąc break pointa przy stanie 2:2, a także wygrywając na przewagi gema na 4:3. W poczynaniach Polaka brakowało lepszej postawy w trakcie wymian. Ostatecznie o losie seta zdecydował tie-break. W nim jako pierwszy inicjatywę przejął Rinderknech, uzyskując mini breaka i wychodząc na prowadzenie 5:3. Od tego momentu podopieczny Craiga Boytona pokazał, dlaczego jest faworytem, wygrywając, czasami efektownie, cztery punkty z rzędu. Druga odsłona spotkania była bardzo jednostronna. Hurkacz szybko przejął inicjatywę, wznawiając rywalizację od przełamania. Ponownie Polak zdobył breaka już w następnym gemie serwisowym rywala, by następnie przy swoim podaniu wygrać "na sucho", obejmując prowadzenie 4:0. Francuski tenisista jeszcze postawił się przeciwnikowi, zdobywając gemy. Przy stanie 1:5 Rinderknech bronił już piłkę meczową, co mu się udało. Półfinalista Wimbledonu nie zamierzał przeciągać spotkania i przy swoim podaniu dokończył dzieła zniszczenia. Hubert Hurkacz - Arthur Rinderknech 7:6(5), 6:2