Polska Agencja Prasowa: Poprzedni sezon zakończył pan w pierwszej połowie listopada, a w drugiej już zaczął przygotowania do nowego. Był w ogóle czas, by nacieszyć się mijającym rokiem, w którym udanie zadebiutował pan w Wielkim Szlemie i awansował z 238. miejsca w rankingu ATP do czołowej "100"? Hubert Hurkacz: - Tak, miałem dwa tygodnie przerwy. Zdążyłem się więc nacieszyć i wypocząć trochę przed przygotowaniami do kolejnego sezonu. Ale myślę, że ta radość towarzyszyła mi także podczas jesienno-zimowych treningów. Dodatkowo mnie motywowało to, że znajduję się w Top100, a wiele rzeczy jeszcze mogę poprawić i zajść dużo dalej. Jak pan ocenia pracę wykonaną w okresie międzysezonowym i jakie wrażenia z czasu spędzonego na Florydzie? - Myślę, że okres przygotowawczy wypadł super. Najważniejsze, że byłem cały czas zdrowy, więc udało się zrealizować plan. Na początku byłem w polskich górach, w Szczyrku, gdzie zacząłem od fitnessu. Było sporo biegania i intensywnej pracy. Później od razu przeniosłem się na Florydę, gdzie miałem jeszcze tydzień poświęcony głównie na przygotowanie fizyczne, a od kolejnego priorytetem był już tenis. Temu poświęcałem większość treningów, doszły do tego jeszcze zajęcia ogólnorozwojowe. Było intensywnie, ale jestem bardzo zadowolony. Zdecydował się pan na przeniesienie bazy treningowej do USA. Czy zajęcia w Tampie były cięższe niż te przed minionym sezonem i czy było w nich coś zaskakującego? - Na pewno wyglądały inaczej, bo każdy trener ma trochę inne podejście. Czas spędzony na korcie był bardzo intensywny. Może treningi tenisowe nie były bardzo długie, bo trwały dwie czy dwie i pół godziny jako jedna sesja. Potem często była jeszcze kolejna. Ale na pewno były bardzo intensywne i myślę, że zaprocentuje to w zbliżającym się sezonie. Floryda kojarzy się wielu osobom ze słońcem i wysokimi temperaturami. Pogoda dopisywała? - Myślę, że mogło być trochę cieplej, bo były takie dni, że o godzinie 7 czy 8 rano było tylko pięć stopni Celsjusza. Nie dało się wtedy grać w tenisa, więc trzeba było opóźnić nieco rozpoczęcie zajęć. Ale poza tym było bardzo fajnie. Nie padał deszcz, więc nie musieliśmy odwoływać żadnych treningów. Podobno do tej samej bazy treningowej zaglądają czasem np. bracia Alexander i Mischa Zverevowie oraz John Isner. Czy podczas pana pobytu byli tam tenisiści z czołowej setki rankingu ATP, z którymi byłaby okazja pograć? - W tym miejscu, w którym byłem, byli zawodnicy z drugiej setki, więc z nimi trenowałem. To jest na pewno plusem, bo jak się gra z tenisistami spoza czołówki, to zajęcia można podporządkować sobie. Rozpoczął pan niedawno współpracę z Rene Mollerem. Nowozelandczyk to typ wymagającego i surowego szkoleniowca czy bardziej partner-kolega? - Na pewno jest wymagającym trenerem i stara się wycisnąć ze mnie wszystko, co można. Poza tym jest bardzo fajnym człowiekiem i dobrze się dogadujemy, ale na korcie jest zdecydowanie skupiony na pracy i to jest bardzo dobre. Czy pana bliscy także przenieśli się do USA? Polskę i rodzinny Wrocław będzie pan zapewne odwiedzał coraz rzadziej... - Na przygotowaniach w USA byłem z trenerami. To nie tak, że całkowicie przeniosłem się do Stanów Zjednoczonych, tylko tam teraz trenuję. Wiadomo, że jako tenisista podróżuję przez cały sezon po świecie. To, że zmieniłem bazę treningową sprawi, że na pewno nie będę tak często bywał w Polsce, więc tego będzie mi trochę brakowało. Ale z drugiej strony, jeśli czasami rodzina będzie mogła przyjechać na turniej, to na pewno "naładuje" mnie to dodatkowo. Święta Bożego Narodzenia spędziłem w kraju, z czego bardzo się cieszę. Te kilka dni w Polsce przed wylotem do Indii dobrze mi zrobiło. Na początku przygotowań towarzyszył panu Michał Przysiężny, który w minionym sezonie był sparingpartnerem Caroline Wozniacki. Są panowie umówieni na dalszą część sezonu na taką współpracę? - Michał towarzyszył mi w pierwszym tygodniu w Polsce. On wraca po kontuzji i też przygotowywał się do nowego sezonu. Oby teraz był zdrowy i wrócił jak najsilniejszy. Stawia pan przed sobą jakieś konkretne cele na 2019 rok? Np. awans do Top50? - Byłoby super skończyć sezon w czołowej "50", ale nie stawiam sobie konkretnych celów na dany okres, bo różnie w życiu bywa. Czasami można znacząco awansować w niesamowicie krótkim czasie, a kiedy indziej trzeba trochę poczekać i dopiero później przychodzi moment, że można poprawić swoje notowania. Generalnie mój główny cel to poprawa gry i rozwój tenisa, a wtedy będzie większa szansa, że przyjdzie ten czas, iż człowiek wskoczy wyżej w rankingu. W mijającym roku w dwóch turniejach wielkoszlemowych trafił pan, i to na wczesnym etapie, na Marina Czilicia. W obu przypadkach górą był należący do światowej czołówki Chorwat. Chciałby pan spotkać się z nim w imprezie tej rangi jeszcze raz czy raczej "co za dużo, to niezdrowo" i lepiej mierzyć się teraz z kimś innym? - Pewnie, że chciałbym trafić na Marina i móc się zrewanżować. Może wolałbym, by doszło do tego na późniejszym etapie niż w pierwszej rundzie, ale nie mam z tym problemu, żeby zmierzyć się z nim nawet na otwarcie. Zdobyłem już trochę więcej doświadczenia, jestem lepszym zawodnikiem i wiadomo, że każdy mecz jest inny. Wychodzi się na kort i ma się 50 procent szans na wygraną. Trzeba być lepszym od przeciwnika i następnym razem postaram się to zrobić. Na stronie ATP napisano w listopadzie, że jest pan jak młody Tomasz Berdych. Porównania do Czecha cieszą? - Tomasz to świetny tenisista. Na pewno miło jest być porównywanym do takiego gracza i mieć takie sukcesy jak on albo nawet większe. To jest moim celem na przyszłość. Podobno sporo rozmawia pan i radzi się Łukasza Kubota. Czy któreś z jego wskazówek szczególnie utkwiły panu w pamięci? - Łukasz osiągnął niesamowite rzeczy w tenisie. Myślę, że jego doświadczenie i wyniki mają ogromną wartość. Jest też fantastycznym człowiekiem. To bardzo miłe, że w Polsce jest zawodnik z takimi sukcesami, który chce się podzielić swoją wiedzą. Odbyliśmy już trochę rozmów, więc ciężko mi wskazać jakąś konkretną radę. Ale na pewno jest niesamowicie pracowity i jak układa sobie jakiś plan, to dąży do jego realizacji i jest w tym wytrwały. To z pewnością rzecz, której można się od niego uczyć. Rozmawiała: Agnieszka Niedziałek