W dzisiejszym półfinale wrocławianin zmierzy się z Matteo Berrettinim. Włoch jest faworytem pojedynku. Przed tegorocznym Wimbledonem wygrał londyński turniej Queen's Club, rozgrywany również na trawie. Zajmuje 9. miejsce w ATP, Hurkacz - 18. Dobrze wypadł na turnieju Rolanda Garrosa. Jest na fali. Można by wymieniać jeszcze więcej oczywistych przewag Berrettiniego. Ale jest jeszcze jedna, która pokazuje jak wielkich rzeczy dokonuje Hubert Hurkacz. Polski tenisista na starcie, rozpoczynając karierę, miał dużo trudniej, by pewnego dnia znaleźć się na korcie centralnym Wimbledonu i grać o finał. Jako junior często przegrywał. Tylko jedno mistrzostwo Polski Jako junior Hurkacz długo nie był najlepszy w Polsce. Ustępował miejsca innym - Michałowi Dembkowi, Patrykowi Królikowi. W młodzieżowych kategoriach wywalczył tylko jeden tytuł mistrzowski - w 2013 roku w kadetach (do lat 16). Na listach klasyfikacyjnych kończących sezon wspiął się na szczyt dopiero po tym sukcesie. Zawodnicy, którzy grali z Hurkaczem, jego rówieśnicy, wspominają, że bardzo przeżywał mecze, szczególnie porażki. Długo nie mógł dojrzeć do tego, żeby zrozumieć, że są one częścią tenisowego świata. Ale też opowiadają, że zawsze miał wielkie wsparcie. Hurkacz ma mądrych i doświadczonych w tenisie rodziców. Mama Zofia, z domu Maliszewska, to była tenisistka. Jej brat grał w reprezentacji Polski w Pucharze Davisa. Rodzina właściwie pokierowała tę karierą, nigdy nie przeceniali wyników w kategoriach juniorskich w Polsce. Dosyć szybko postawili na grę w turniejach międzynarodowych, które pozwoliły Hurkaczowi na szybszy rozwój. Hubert Hurkacz. Niedoceniany, "za miękki", "za grzeczny" - W kadrach prowadzimy w sztabie rozmowy również na temat tego, kto będzie w przyszłości zawodowym tenisistą. Hubert był wymieniany w czwórce zawodników, którzy mogą odnieść sukces, ale - mówię to z ręką na sercu - nie był numerem 1. To świadczy tylko o tym, że nie zawsze da się łatwo przewidzieć karierę sportową, bo wielu ze zdolnych chłopców, których widzieliśmy na kadrze do lat 12 i 14, dziś albo nie gra, albo nie wykorzystało swojego potencjału - mówił dwa lata temu w rozmowie z Interią Paweł Habrat, psycholog sportowy przez wiele lat współpracujący z kadrami młodzieżowymi Polski. Szkoleniowcy wśród przeszkód, które mogły stanąć Hurkaczowi na drodze w osiąganiu sukcesów, wymieniali przede wszystkim charakter. Młody Hubert miał mieć jedną wadę, która mogła przekreślić jego karierę. "Jest za grzeczny, za miękki" - mówili. Nie kłócił się z rywalami (w juniorskich kategoriach zawodnicy często sędziują sobie sami), z sędziami, nie wyzywał ich, nie łamał rakiet. Ale mimo to Hurkacz przebrnął przez karierę juniorską i miał coraz lepsze wyniki, grał w juniorskich turniejach wielkoszlemowych, co już było wielką nobilitacją. Nie zmienił charakteru. Pozostał sobą do dziś. Podkreślają to eksperci, zagraniczne media, pisząc o "grzecznym, dobrze ułożonym chłopaku z Polski". Nikt nie traktuje tego jako wadę. W przeciwieństwie do kilku innych tenisistów zauważają, że to miła odmiana. Polska - tenisowa pustynia Być może największą trudnością Hurkacza i wielu innych polskich tenisistów, by grać w decydującej fazie turniejów wielkoszlemowych jest pochodzenie. Polska to kraj ubogi tenisowo i choć to się zmienia na lepsze, nie ma systemu szkolenia, wystarczającej liczby zawodników, turniejów zawodowych, które pozwoliłyby na końcu wyselekcjonować mistrzów. Hubert Hurkacz i Iga Świątek to wyjątki. Zawodnicy, którzy głównie dzięki talentowi i swym rodzicom znaleźli się w czołówce światowego tenisa. Hurkacz miał może nawet trudniej niż Świątek. Kiedy zakończył wiek juniora, aby się rozwijać, czyli musiał grać z lepszymi zawodnikami i mieć dobrych trenerów, w Polsce zaczęło brakować tenisistów na jego poziomie. Aby znajdować wartościowych sparingpartnerów, musiał wyjeżdżać za granicę (w kobiecym tenisie zawodniczki biorą do treningów tenisistów nawet dobrych juniorów). Trener? W męskim zawodowym tenisie Polska ma jednego doświadczonego szkoleniowca - Aleksandra Charpantidisa. Hurkacz pracował z nim dwa lata i kiedy wraca do rodzinnego Wrocławia, nadal z nim współpracuje. Ale aby wejść na światowy szczebel, musiał znaleźć trenera zagranicznego. Dziś szkoli go Amerykanin Craig Boynton, w przeszłości prowadzący m.in. Jima Couriera, Mardy'ego Fisha. Boynton z przeciętnej klasy tenisisty zrobił z Hurkacza jednego z najlepszych zawodników na świecie. W związku nie było pieniędzy na Hurkacza, ale pomogli rodzice Aby realizować te marzenia, potrzebne są na to wszystko pieniądze. Duże pieniądze. Po zakończeniu kariery juniora, gdy trzeba jeździć po świecie i to z trenerem, co najmniej kilkaset tysięcy złotych na sezon. Polski Związek Tenisowy w latach, kiedy Hurkacz przechodził do kategorii seniora, był bliski bankructwa. Nie miał sponsora. Oferował wtedy najwyżej kilkanaście tysięcy złotych stypendiów. Za taką kwotę nie można było wychować tenisowego mistrza. Ciężar utrzymania młodego zdolnego zawodnika wzięli na siebie rodzice. Bez tych pieniędzy, które wtedy wyłożyli, nie byłoby dzisiejszego Hurkacza. Podejmowali przy tym właściwe decyzje, jak wydawać pieniądze - na trenerów, treningi, wyjazdy. Pojawiły się sukcesy, przyszedł wielki sponsor - firma Lotos. Hubert Hurkacz dołożył do tego jeszcze wielką pracowitość, pasję, talent. Dziś gra o finał Wimbledonu. Dla polskiego zawodnika sam występ w tej fazie londyńskiego turnieju jest nie lada wyczynem. Tym bardziej godnym podziwu, że po drodze pokonał tyle, wydawało się nie do pokonania, przeszkód. Olgierd Kwiatkowski