Andriej Rublow to obecnie siódma rakieta świata. O swoich problemach zdrowotnych opowiedział na ostatniej konferencji prasowej. Dzisiaj mówi już o tym z uśmiechem na twarzy, ale sytuacja w pewnym momencie była bardzo poważna. Rosjanin poczuł się źle po tegorocznym US Open. Gdyby nie udał się bezzwłocznie do szpitala, ta historia miałaby dramatyczny finał. Wszystko skończyło się jednak szczęśliwe dla 26-letniego zawodnika. Już oficjalnie, Świątek razem z Hurkaczem. Polska nie będzie "jedynką" Chwile grozy Andrieja Rublowa. Tylko godziny dzieliły go od dramatu - Nie wiem, jak teraz o tym mówić, z humorem czy na poważnie. Tak, miałem dużo szczęścia. Lekarze powiedzieli, że zostało mi pięć lub sześć godzin. Gdyby zaczęły się problemy z krążeniem, wówczas amputowano by mi jądro - oznajmił zgromadzonym dziennikarzom. - Z jakiegoś powodu zgodziłem się pojechać do szpitala i wszystko sprawdzić, bo czułem się dziwnie. Lekarze mnie zbadali i pilnie wysłali na operację. Od momentu pojawienia się pierwszego bólu do operacji minęły 3-4 godzin. Ostatecznie wszystko dobrze się skończyło, ale przed podaniem narkozy podpisałem dokumenty, w których wyraziłem zgodę na amputację jądra - ujawnił. Gdyby doszło do radykalnego zabiegu, kariera rosyjskiego tenisisty musiałaby gwałtownie wyhamować. Nie wiadomo, czy kiedykolwiek zdecydowałby się wrócić na kort. Rehabilitacja po zabiegu trwałaby miesiąc, ale praca nad powrotem do równowagi psychicznej trwałaby zapewne znacznie dłużej. Rublow znany jest z agresywnych zachowań na korcie, co może wskazywać na niestabilność emocjonalną. Napady szału w trakcie gry nie są u niego rzadkością. Niejednokrotnie dokonywał samookaleczeń lub łamał z impetem rakiety. Obecnie rywalizuje o triumf w w turnieju ATP 250 w Sztokholmie. W piątek powalczy o awans do półfinału. Jego rywalem będzie 39-letni Szwajcar Stan Wawrinka (217. ATP).