Yibing Wu nie jest postacią anonimową w świecie tenisa - nastolatkiem, który rusza na podbój świata. To 23-letni zawodnik, który sześć lat temu był już w okolicach 320. miejsca w rankingu. Jak na 17-latka - to duże osiągnięcie. Jako pierwszy Chińczyk zdołał wygrać juniorski turniej wielkoszlemowy - dokonał tego jesienią 2017 roku w Nowym Jorku. Dla porównania, dziś najwyżej notowanym niepełnoletnim tenisistą jest Czech Jakub Menšík - 17-latek z Prościejowa, zeszłoroczny finalista juniorskiego Australian Open, jest pod koniec czwartej setki klasyfikacji ATP. Kariera Yibinga Wu nie ruszyła z kopyta. Kontuzje i pandemia całkowicie ją wyhamowały Rozwój chińskiego nastolatka miał wyglądać inaczej. Grał głównie w turniejach ITF i challengerach w swoim kraju, choć dostawał dzikie karty także do lepiej obsadzanych imprez. Dalej był jednak na pograniczu trzeciej i czwartej setki rankingu ATP - tu się nic nie zmieniło. Aż wreszcie zaczął przegrywać nie tylko z rywalami, ale i z kontuzjami. Urazy: łokcia, pleców, barku, wreszcie nadgarstka uniemożliwiały mu trenowanie. W 2020 roku przeszedł ostatnią operację łokcia, ale w tym czasie Chiny wprowadziły ostre restrykcje pandemiczne - młody tenisista nie mógł podróżować. Wrócił do gry dopiero na początku zeszłego roku w Meksyku - w malutkim turnieju ITF 15 odpadł w drugiej rundzie. Wkrótce jego ranking spadł na dno, zajmował 1749. miejsce. Mógł jeszcze korzystać z tzw. rankingu chronionego, to mu dało przepustkę do kilku większych turniejów. W kwietniu na Florydzie wygrał pierwszy od lat turniej ITF, dwa miesiące później był najlepszy w challengerze w Orlando (pokonał w finale 119. w rankingu Jasona Kublera). Później triumfował też w podobnych turniejach w Rzymie i Indianapolis, a to pozwoliło mu w bardzo szybkim czasie wskoczyć do drugiej setki rankingu i uzyskać przepustkę do kwalifikacji US Open. W Nowym Jorku znów przeszedł do historii. Pierwszy Chińczyk z takim sukcesem od 63 lat! Poprzedniego zatrzymał... ojciec perkusisty Metalliki Chińczyk przebrnął bowiem trzystopniowe eliminacje, a w pierwszej rundzie turnieju głównego w półtorej godziny rozprawił się z rozstawionym z nr. 31 Gruzinem Nikolozem Basilaszwilim. Stał się w ten sposób pierwszym graczem "Państwa Środka" od 1959 roku, który wygrał mecz w turnieju głównym Wielkiego Szlema. Poprzednio tej sztuki dokonał na Wimbledonie Fu Chi Mei, który później przegrał z Torbenem Ulrichem, ojcem Larsa - perkusisty i współzałożyciela Metalliki). Yibing odpadł ostatecznie w trzeciej rundzie z Daniiłem Miedwiediewem, ale pokazał się z bardzo dobrej strony. Sukcesy notował także w kolejnych turniejach, a tydzień temu, po awansie do finału challengera w Cleveland, w końcu wskoczył do TOP 100 rankingu ATP. Załapał się do turnieju głównego w Dallas, a tu zrobił kolejny krok w kierunku stania się idolem chińskiej młodzieży. Już samo pokonanie w półfinale 6-7, 7-5, 6-4 Taylora Fritza, czyli turniejowej jedynki i gracza z czołowej dziesiątki ATP, było pierwszym takim wyczynem w jego karierze. W finale zaś Wu stoczył niezwykły thriller z Johnem Isnerem, czyli graczem o być może największej sile serwisowego rażenia w całym tourze. Niesamowity finał Dallas Open. 36 gemów i ani jednego przełamania! Yibing Wu i wyższy od niego o 25 cm Isner stoczyli bowiem trzygodzinny bój, w którym... nie było ani jednego przełamania! Amerykanin posyłał pociski jak z karabinu - w całym spotkaniu miał aż 44 asy. Wu ledwie 7, ale nie to było kluczowe. Chińczyk w drugim i dwunastym gemie miał po jednej okazji do przełamania Isnera, ale ten się obronił, a tie-breaka wygrał 7-4. W drugiej partii to Amerykanin dostał taką szansę przy serwisie Wu - i to w dwunastym gemie, co oznaczało piłkę meczową. Tym razem Chińczyk zachował zimną krew, a w tie-breaku dwukrotnie odebrał punkt przy podaniu Isnera i triumfował 7-3. W decydującym secie to znów Isner miał wielką szansę na triumf - w dziewiątym gemie prowadził 40-15, miał dwa break pointy. Yibing Wu się jednak obronił, a tie-break dostarczył niesamowitych emocji. Aż do stanu 11-11 obaj wygrywali wszystkie (sic!) swoje punkty serwisowe, w końcu pomylił się Isner. Tyle że Wu wielkiej szansy nie wykorzystał i też zaraz przegrał kolejną piłkę (12-12). Ostatnie dwa punkty należały do niego, wykorzystał więc piątego meczbola, po wyrzuceniu piłki w aut przez rywala. Zaraz po tym położył się na korcie i zakrył twarz - nie mógł uwierzyć, że znów przeszedł do historii chińskiego tenisa. W dzisiejszym rankingu znajdzie się już na 58. miejscu. Tak wysoko jeszcze żaden tenisista z tego kraju nie był.