Historyczna chwila Magdaleny Fręch. Gwiazda z Białorusi ograna na Pietrangeli
W czwartek awans do trzeciej rundy Internazionali d’Italia wywalczyła Iga Świątek, już w piątek tej sztuki dokonała Magda Linette, odwracając rywalizację z Marią Sakkari. Została nam jeszcze trzecia reprezentantka Polski, Magdalena Fręch, która na korcie Nicolo Pietrangeli zmagała się z byłą liderką rankingu WTA - Wiktorią Azarenką. Choć to Polka ma w stolicy Włoch rozstawienie, to trudno ją było nazwać faworytką tego pojedynku. Wygrała jednak z byłą numer 1 na świecie 7:5, 6:4.

Pierwsza połowa tego roku nie była dla Magdaleny Fręch zbyt udana, tylko w Australian Open udało się Polce wygrać więcej niż dwa spotkania. Turniej w Madrycie dał jednak pewną nadzieję, że sytuacja łodzianki wkrótce się poprawi. Wciąż nie jest zła, Polka ma pewne rozstawienie w Roland Garros, jest w TOP 30 rankingu. Niemniej odwrócenie losów spotkania z Jesicą Bouzas Maneiro, a później postawienie się Mirze Andriejewej były już pozytywnymi oznakami.
W Rzymie Polka została rozstawiona, w pierwszej rundzie dostała więc wolny los. A w drugiej trafiła na Wiktorię Azarenkę, dziś tuż poza najlepszą pięćdziesiątką na świecie, ale wciąż groźną. Była mistrzyni Australian Open pokazała bardzo dobrą dyspozycję w środowy starciu z Camilą Osorio. A w przeszłości, i to całkiem niedalekiej, raz już Fręch ograła - kilkanaście miesięcy temu w Dosze.
Ich starcie na Pietrangeli zapowiadało się więc ciekawie. I takie było. A w pierwszym secie dostarczyły ogromnych emocji, grając na świetnym poziomie. Obie miały w nim aż 35 wygrywających uderzeń i tylko 22 niewymuszone błędy.
WTA Rzym. Magdalena Fręch - Wiktoria Azarenka na stadionie Pietrangeli. Pechowy początek Polki
Już pierwszy gem pokazał, co musi funkcjonować w grze Fręch, by mogła zrewanżować się byłej mistrzyni AO za zeszłoroczną porażkę z Dohy. Po pierwsze - potrzebny był bardzo dobry serwis. I taki był, ale przy pierwszej próbie. Druga była słabsza, Azarenka atakowała takie piłki. Zawsze słynęła ze znakomitego returnu, dzisiaj potwierdzała ten atut, gdy tylko dostawała taką możliwość.
A po drugie, a nawet ważniejsze, utrzymywanie gry przez forhend Białorusinki. Może i 35-latka jest już w dużo gorszej dyspozycji fizycznej, popełnia więcej błędów niż kiedyś, ale nie dotyczą one bekhendu. Tu zapewne wciąż jest w światowej czołówce, w pierwszych siedmiu gemach zaliczyła dziewięć wygrywających ataków z tej strony.
Polka prowadziła więc w pierwszym gemie 40-15, ale wystarczyło, że zawiódł pierwszy serwis, a jeszcze Azarenka dorzuciła ładne akcje ze swojej strony - i już doszło do przełamania. Na szczęścia łodzianka szybko odpowiedziała tym samym, a później obie już utrzymywały podanie. Polka dobrze radziła sobie w małych gierkach, dość skutecznie szukała słabszego forhendu rywalki, tyle że odskoczyć wynikowo nie potrafiła. Mało tego, w dziewiątym gemie broniła break pointa na 4:5. Udało się, dokonała tego piękną ofensywną akcją. Wygrała tego gema, stanęła przed szansą objęcia prowadzenia w meczu, ale potrzebne było przełamanie.
Wówczas do tego jednak nie doszło, Białorusinka od początku spotkania dobrze serwowała, gdy trafiała za pierwszym razem. Udało się jednak w dwunastym gemie, choć Wiktoria po dwóch kapitalnych skrótach prowadziła 40-15. A później Polka jednak "przepchnęła" gema, świetnie grając w defensywie. Po 62 minutach od pierwszej akcji Polka wygrała więc 7:5.
Fala przełamań na początku drugiego seta w meczu Fręch - Azarenka. Sukces Polki
Został więc Polce drugi krok i wydawało się, że będzie tu znacznie łatwiej. Azarenka wkrótce będzie obchodzić 36. urodziny, nie porusza się po korcie już tak jak dawniej. I gry nie wygrywa meczu w dwóch setach, w trzecim ma problemy.
Polka jednak trochę sama skomplikowała sobie sprawę. Przegrała dwa własne gemy serwisowe, mimo że w obu miała przewagę i piłkę w górze. Nie domknęła ich. Azarenkę też już jednak coraz częściej zawodził serwis, też została dwukrotnie przełamana.
Magdalena Fręch odniosła historyczne zwycięstwo. W przeszłości 9 razy grała z byłymi lub aktualnymi liderkami rankingu WTA - trzy razy z Simoną Halep, dwa razy z Garbine Muguruzą, a po razie z: Igą Świątek, Karoliną Pliskovą, Aryną Sabalenką i Wiktorią Azarenką. Zawsze przegrywała.
Kluczowy był gem numer pięć, w którym najpierw Magdalena prowadziła 40-15, by a chwilę bronić się przed przełamaniem. Udało się, objęła prowadzenie 3:2, a za chwilę znów zaskoczyła Azarenkę. I wkrótce mogła domknąć sprawę, miała 5:3, piłkę meczową. I zagrała zbyt pasywnie.
Na pięknym korcie Nicolo Pietrangeli, wypełnionym w końcówce tego meczu po brzegi, mieliśmy więc dodatkowe emocje. Było 0:30, ale Polka wyszła z chwilowej zapaści. Wygrała 7:5 i 6:4.
A o czwartą rundę zagra z mistrzynią olimpijską Qinwen Zheng, która pokonała Olgę Danilović 6:1, 6:4.