Ten rok nie rozpoczął się dla Magdaleny Fręch tak, jak to sobie pewnie wcześniej planowała. Łodzianka jeszcze do końca listopada walczyła w hiszpańskich turniejach ITF o to, by wskoczyć do czołowej setki rankingu WTA i wywalczyć miejsce w turnieju głównym Australian Open. To się jednak nie udało, a finał imprezy ITF 100 w Dubaju przyszedł już za późno, bo w grudniu. Łodzianka w Melbourne nie przeszła trzyrundowego systemu kwalifikacji, nie dostała się też wcześniej do turnieju głównego w Adelajdzie. W Lyonie tydzień temu było podobnie - lepsza w pierwszym meczu kwalifikacji była niżej notowana od Polski Szwajcarka Simona Waltert. Bliski Wschód szczęśliwy dla Magdaleny Fręch? Niedawno grała w finale w Dubaju Słońce dla Magdaleny Fręch wyjrzy może zza chmur znów na Bliskim Wschodzie. Łodzianka wystartowała bowiem w kwalifikacjach pierwszego z trzech dużych turniejów w tym regionie - WTA 500 w Abu Zabi. O tym, jak trudno dostać się tu do drabinki niech świadczy fakt, że 33. na liście WTA w momencie zgłoszeń Jill Teichmann nie znalazła się początkowo na głównej liście. Wskoczyła na nią dopiero po wycofaniu się z gry Ons Jabeur. Fręch była w drabince rozstawiona z dziewiątką, więc w pierwszej rundzie trafiła na Koreankę Jang Su-jeong, nieco niżej notowaną od siebie. Polka zaczęła znakomicie, prowadziła już 3-1, z przełamaniem. I wtedy to rywalka przyspieszyła, wygrała cztery kolejne gemy, a w dziewiątym miała nawet dwie piłki setowe. Wtedy jeszcze Fręch się obroniła, ale przy serwisie Koreanki już poległa. Przegrała w 52 minuty 4-6. Polka odrobiła straty. Trzeci set należał już do niej! W drugim secie Fręch znów obie szły łeb w łeb. Gdy łodzianka zdołała w końcu w szóstym gemie wygrać go przy serwisie Koreanki, to od razu zrewanżowała się tym samym. Znacznie lepiej wyglądało już drugie podanie łodzianki, tak bardzo szwankujące w pierwszej partii. W dziesiątym gemie Polka miała aż trzy piłki setowe, rywalka się jednak obroniła. I gdy wydawało się, że dojdzie do tie-breaka, Koreanka w końcu została przełamana. O awansie decydował więc trzeci set, w którym Fręch szybko uzyskała przełamanie. I utrzymała tę przewagę do końca, nabrała pewności siebie. Znakomicie serwowała - 13 z 19 pierwszych podań trafiało w karo serwisowe, wszystkie dały Fręch punkty. O jakimkolwiek przełamaniu ze strony Jang Su-jeong nie było mowy. Polka wygrała 4-6, 7-5, 6-2, a mecz trwał 2 godziny i 39 minut. Podopieczna Piotra Sierzputowskiego na drodze Magdaleny Fręch W poniedziałek Fręch spotka się z finale kwalifikacji z Shelby Rogers, Amerykanką prowadzoną przez byłego trenera Igi Świątek Piotra Sierzputowskiego. Ten mecz powinien zacząć się ok. godz. 8 polskiego czasu. Stawką będzie dla miejsce w turnieju głównym, a być może także dla Polki powrót do pierwszej setki światowego rankingu. Rogers w rankingu WTA jest na 45. pozycji, w Australian Open w drugiej rundzie przegrała z późniejszą triumfatorką - Aryną Sabalenką. Wcześniej z kwalifikacji dostawała się do obu turniejów w Adelajdzie. Magdalena Fręch zgłosiła się także do dwóch kolejnych turniejów w tym regionie świata - w Dosze jest w tej chwili dziewiątą rezerwową w kwalifikacjach, a w Dubaju ma zagwarantowany w nich udział.