W czwartkowych półfinałach Belgijka pokonała Nadieżdę Pietrową, a Francuzka uporała się z Jeleną Lichowcewą. Pierwsze spotkanie 1/2 finału przez cały czas toczyło się pod dyktando Henin-Hardenne. Dość powiedzieć, że w całym meczu straciła ona tylko pięć gemów. - Próbowałam wszystkiego, ale dzisiaj nie byłam w stanie wejść w mecz - powiedziała tuż po jego zakończeniu mocno rozczarowana Rosjanka. Przed dwoma laty właśnie w Paryżu Henin-Hardenne - jako pierwsza Belgijka w historii - triumfowała w Wielkim Szlemie. Później wygrała jeszcze dwie imprezy z tego elitarnego cyklu: nowojorski US Open (2003) oraz Australian Open (2004). W ubiegłym sezonie zdobyła jeszcze złoty medal olimpijski na igrzyskach w Atenach, ale upłynął on jej przede wszystkim na poważnych problemach zdrowotnych Przez większość ubiegłego roku Henin-Hardenne zmagała się z wirusową infekcją układu immunologicznego, a na jesieni - gdy wznowiła treningi - przytrafiła jej się kontuzja kolana. Wróciła na korty w marcu i od tego czasu wygrała 26 meczów, ponosząc tylko jedna porażkę, w ćwierćfinale Masters Series w Miami. - Mam wiele miłych wspomnień związanych z tym miejscem. Zauważyłam, że te emocje do mnie wracają i dzięki nim czuję się tu jak w domu - powiedziała po meczu Belgijka. - To byłoby wspaniałe, gdyby udało mi się zakończyć tę część sezonu jako niepokonana na kortach ziemnych. W czwartek zapisała na koncie 23. z rzędu wygrany mecz na kortach ziemnych. Triumfowała bowiem w trzech imprezach WTA na tej nawierzchni: w Charleston, Warszawie i Berlinie. - Wydaje się, że nikt inny nie może wygrać tego turnieju. Wystarczy spojrzeć w jakim stylu gra Justine, właściwie z każdym meczem prezentuje coraz wyższą formę - powiedziała Pietrowa. - Grała bardzo agresywnie i wywierała na mnie niesamowitą presję. Właściwie cały czas czułam się jakbym stała pod ścianą, bez możliwości wykonania jakiegokolwiek ruchu. Nie dała mi dziś zbyt dużo szans na swobodną grę. Pietrowa to trzecia Rosjanka wyeliminowana w tym tygodniu przez Henin-Hardenne, po Swietłanie Kuzniecowej (nr 6.) w czwartej rundzie i Marii Szarapowej (2.) w ćwierćfinale. W drugim półfinale mieliśmy jeszcze bardziej jednostronne widowisko. 30-letnia Pierce pozwoliła o rok młodszej Lichowcewej na "ugranie" tylko dwóch gemów. Francuzka już raz zwyciężyła na kortach im. Rolanda Garrosa. Było to w 2000 roku. Pierce stanie w sobotę przed szansą odniesienia trzeciego w karierze triumfu w Wielkim Szlemie, bowiem w 1995 roku wygrała także Australian Open. W połowie drugiego tygodnia Roland Garros tradycyjnie już ogłaszane są wyniki dorocznego plebiscytu dziennikarzy akredytowanych przy paryskiej imprezie. Tym razem "Nagrodę Pomarańczy" - dla najsympatyczniejszego i powszechnie lubianego tenisisty, prezentującego postawę "fair play" - otrzymał Roger Federer. Szwajcar po raz pierwszy awansował w Paryżu do półfinału, w którym zmierzy się w piątek z Rafaelem Nadalem. 18-letni Hiszpan został uhonorowany "Nagrodą Pączka", którą otrzymuje tenisista lub tenisistka, czyniący największe postępy w ostatnich miesiącach. Warto dodać, że osiągnął półfinał Roland Garros w swoim paryskim debiucie. Natomiast "Nagrodę Cytryny" - dla najbardziej niesympatycznego uczestnika turnieju, obdarzonego "trudnym charakterem" - przyznano w tym roku Marii Szarapowej. 1/2 finału kobiet: Justine Henin-Hardenne (Belgia, 10.) - Nadieżda Pietrowa (Rosja, 7.) 6-2, 6-3 Mary Pierce (Francja, 21.) - Jelena Lichowcewa (Rosja, 14.) 6-1, 6-1