Frances Tiafoe zupełnie zaskoczył dziennikarzy swoją wypowiedzią po trudnym zwycięstwie nad Matteo Arnaldim w pierwszej rundzie Wimbledonu. Słowa sfrustrowanego Amerykanina nie spotkały się z uznaniem opinii publicznej. Tiafoe zmierzał na szczyt. Dziś to przeszłość Frances Tiafoe zdawał się mieć wszystko, by na dłużej zadomowić się w ścisłej czołówce męskiego tenisa. Jego szczytowy moment nie trwał kilka miesięcy, a praktycznie półtora sezonu na przełomie 2022 i 2023 roku. Wcześniej miał na koncie zaledwie jeden tytuł, zdobyty w 2018 roku podczas Delray Beach Open. W samym 2023 roku zwiększył swoją gablotę o dwa kolejne trofea (również w kategorii ATP 250): U.S. Men's Clay Court Championships oraz Stuttgart Open. Najgłośniej zrobiło się o nim jednak podczas wielkoszlemowego US Open. W 2022 roku Amerykanin dotarł aż do półfinału, ulegając późniejszemu triumfatorowi, Carlosowi Alcarazowi. Po drodze poradził zaś sobie, między innymi, z Rafaelem Nadalem. Nieco ponad rok temu, w czerwcu 2023 roku, Tiafoe zajął najwyższe miejsce w rankingu ATP. Uplasował się na dziesiątej pozycji i wszystko wskazywało, że zamierza pozostać w ścisłej czołówce na dłużej. Tak się jednak nie stało. Amerykanin powiedział o słowo za dużo. Co za arogancja W poniedziałek Amerykanin poradził sobie z Matteo Arnaldim w pierwszej rundzie Wimbledonu. Powinno się właściwie powiedzieć "wymęczył" zwycięstwo, bo przegrywał w setach już 0:2. Dziennikarze myśleli, że po tak spektakularnym comebacku 26-latek będzie w dobrym humorze. Ta wypowiedź odbiła się szerokim echem, a na Tiafoe posypały się gromy. "Kogo niby nazywa klaunem? Nie widzimy tu żadnych klaunów" - można było usłyszeć we włoskim podcaście tenisowym Quindici Zero. Dziennikarze wymienili wszystkich graczy, z którymi w ostatnim czasie przegrał bohater tego tekstu. Mowa tu o takich nazwiskach, jak Juncheng Shang (91. ATP), Tomas Machac (39.), Marcos Giron (46.), Tommy Paul (13.), Dominik Koepfer (66.), Stefanos Tsitsipas (11.), Ben Shelton (14.), Pedro Cachin (117.), Federico Coria (72.), Arthur Rinderknech (76.), Denis Shapovalov (121.) czy Jack Draper (28.). Być może nie jest to najbardziej ekskluzywna lista rywali, ale z pewnością nie znajdują się na niej "klauny". Eksperci są zgodni, że słowa Amerykanina wynikają z frustracji związanej z własną dyspozycją. O atakowaniu czołówki rankingu nie ma już mowy; obecnie 26-latek zajmuje tam 29. miejsce. W środę czeka go kolejna walka o byt na Wimbledonie. Zmierzy się z Borną Coriciem (89. w rankingu ATP).