Ledwie siedem miesięcy temu Coco Gauff rozbiła Ons Jabeur w WTA Finals, wygrała w tamtym spotkaniu siedem pierwszych i pięć ostatnich gemów. W kuriozalnych warunkach, gdy deszcz przerywał zawodniczkom ich tenisowe święto, a wiatr bynajmniej też nie pomagał. W Paryżu problemów z pogodą w pierwszym tygodniu też było sporo, we wtorek nad stadionem Philippe'a Chatriera świeciło jednak słońce. I długo świeciło dla tej, która kilka miesięcy temu została w Meksyku rozbita. Znakomita postawa Ona Jabeur w pierwszym secie. Kluczowe przełamanie przy stanie 3:3 Ons Jabeur w tym roku nie imponuje, co jest zresztą dość delikatnym określeniem jej formy. W żadnym z turniejów nie była nawet w półfinale, więc patrząc pod tym kątem, awans do ćwierćfinału Rolanda Garrosa to już i tak wielkie osiągnięcie. Gauff zaś w Paryżu spisywała się znakomicie, w czterech spotkaniach przegrała mniej niż 20 gemów, na korcie spędziła niecałe pięć godzin. Wydawało się, że Tunezyjka nie będzie jakimś wielkim wyzwaniem, pokona ją, a później już będzie tylko czekać na to, co zrobi Iga Świątek. Marzy o skutecznym rewanżu na Polce, po tych dziesięciu porażkach w jedenastu meczach. Szczególnie tu, w Paryżu. Na obiektach Rolanda Garrosa była przecież już tak blisko wzniesienia w górę Pucharu Suzanne Lenglen, dwa lata temu. I zatrzymała ją w finale Iga Świątek. Jabeur może i nie imponuje formą w tym sezonie, ale pomysł na mecz z Gauff miała znakomity. Mocne i skuteczne pierwsze podanie, gra przez forhend Amerykanki, atakowanie i przyspieszanie akcji już w pierwszej wymianie - to działało. Już pierwszy, blisko sześciominutowy gem, pokazał, że lekko żadnej z nich wygrana nie przyjdzie. Mimo wszystko do stanu 3:3 dość pewnie utrzymywały swoje podanie, później to się zmieniło. Problemy dopadły 20-latkę z USA, którą rywalka "karciła" akcjami przez stronę forhendową. Gdy trzeba było, dodawała zaskakującej rotacji, ale też atakowała. Wywalczyła break pointa, później drugiego - i tego już Jabeur wykorzystała. Po tym gemie Tunezyjka wpadła niemal w trans, repertuar jej zagrań w kolejnym gemie był niesamowity. Nie pozwoliła Amerykance kompletnie na nic, trafiała w linię bądź tuż za siatkę. Naruszyła jej pewność siebie, a przecież potrzebowała już tylko utrzymania swojego serwisu, by wygrać tego pierwszego seta. Gauff zaś nie miała ani momentu na przemyślenie swojej sytuacji, Jabeur przyspieszała grę, nie czekała, starała się kończyć akcje możliwie szybko. I w dziewiątym gemie wywalczyła break pointa, mimo, że rywalka posyłała serwisy z prędkością ponad 200 km/godz. Wtedy Gauff się jeszcze obroniła, ale w kolejnym - już nie. Tunezyjka kapitalnie serwowała, przegrała zaledwie jedną z 18 piłek po swoim pierwszym podaniu w całym secie, z drugim podaniem zresztą też nie było źle (3/6). Zakończyła partię asem. Gauff nie miała pomysłu na serwis Tunezyjki. Na początku drugiego seta to się skończyło. Jabeur... przestała trafiać Gauff w tej końcówce seta była już pogubiona, potrzebowała przełomu. Lepszej gry, bo przecież dwa winnery z gry, oraz trzy przez asy, to dla niej dorobek zatrważająco kiepski. Ten przełom przychodził powoli, ale też duży wpływ miała na niego sama Tunezyjka. Zupełnie pogubiła się przy pierwszym serwisie, większość piłek lądowała na siatce. Efekty też przyszły szybko, bo już w czwartym gemie Amerykanka pierwszy raz w tym spotkaniu zanotowała przełamanie, odskoczyła na 3:1. I choć za chwilę je straciła, co wywołało olbrzymią radość zawodniczki z Afryki, to po kolejnych dwóch minutach było już 4:2. Dokładnie tyle czasu potrzebowała Gauff, by wygrać gema do zera, mimo serwisu rywalki. Sytuacja zaczęła układać się po jej myśli, w tym sezonie czterokrotnie wygrała mecze, w których przegrywała pierwszego seta - ostatnio z Paulą Badosą w Rzymie. Serwowała więc po 1:1. I wyrównała stan meczu. Amerykanka wygrała w tym sezonie sześć z jedenastu trzysetowych spotkań, nie jest to statystyka rewelacyjna jak na zawodniczkę tej klasy. Gdyby nie to, że Jabeur zaczęła już gorzej wyglądać pod względem fizycznym, pewnie nie byłoby jej łatwo poprawić tej statystyki. Tunezyjka zaś miała problemy - z serwisem, z poruszaniem się po korcie. Została przełamana w czwartym gemie, co raczej nie dawało już większych nadziei na skuteczną końcówkę. Serwisy z prędkością sięgającą 120 czy 130 km/godz. też nie mogły zrobić wrażenia na Amerykance. Gauff łatwo podwyższyła na 4:1, a później doprowadziła sprawę do końca. Choć nie bez problemów, bo miała już piłkę meczową w ósmym gemie, a w kolejnym "wróciła" ze stanu 0:30 i 30:40. Awansowała jednak do półfinału, po raz drugi w Paryżu w swojej karierze. Po raz trzeci z rzędu jej przygoda w tym turnieju może skończyć się na starciu z Igą Świątek.