"Wciąż jestem trochę zszokowana i podekscytowana tym, co się stało. Potrzebują trochę czasu, by się tym nacieszyć, bo życie w tourze toczy się bardzo szybko. Od razu musisz myśleć o kolejnym turnieju. Ten puchar, który mi wręczono, to nie jest ten, który pojedzie ze mną do domu. Dostanę trochę mniejszy. To wciąż niesamowite. Moje nazwisko będzie wygrawerowane na tym trofeum. Stałam się częścią tenisowej historii" - powiedziała Muguruza. "Sytuacja z ostatnią piłką była bardzo dziwna. Serena stała z przodu i nie widziałam, czy trafiłam w pole gry czy też nie. Spojrzałam na sędziego stołkowego, ale nie chciał nic powiedzieć. Liniowy tak samo. Patrzyłam z wyrazem twarzy "Wygrałam Roland Garros? Co się właściwie stało?" Kiedy arbiter powiedział "gem, set, mecz" pomyślałam "niemożliwe, naprawdę wygrałam". To było niesamowite. To nie tak, że starałam się ukryć wszystkie emocje po finale. Płakałam, ale szybko wytarłam łzy. Tak naprawdę nie wiedziałam, co robić. Skakać z radości czy kłaść się na korcie? Czułam, jakbym miała zaraz dostać zawału" - dodała Hiszpanka. "Nie jest łatwo, gdy masz cztery piłki meczowe, ale żadna z nich nie skończyła się po twojej myśli. Ale to finał. Nie ma miejsca na rozczarowanie i rozpamiętywanie. Wciąż miałam szansę na wygraną. Próbowałam zachować spokój, choć w środku się gotowałam. W finale walczą najlepsi. Wiesz, że musisz zagrać dobrze. Szanse na wygraną przy słabej grze są małe. Powtarzałam więc sobie "dawaj Garbine. Masz kolejną szansę. Bierz ją. I oddychaj". To też zrobiłam. Uważam, że zagrałam bardzo dobrze, choć mogłam lepiej serwować. Ale ogólnie to jestem zadowolona z tego występu" - stwierdziła. "Ostatnie dwa tygodnie nauczyły mnie, by mniej ulegać emocjom. I by wierzyć w siebie bardziej, pamiętając, że zasłużyłam, by być w tym miejscu, w którym się znalazłam. Zapracowałam na to. Nie patrzę na inne rzeczy. Skupiam się na tenisie i daję z siebie wszystko, niezależnie od tego, kto jest po drugiej stronie siatki i która to runda. Opanowanie emocji jest kluczową sprawą. Początek roku nie ułożył się po mojej myśli. Ale wiedziałam, że to nie oznacza, iż tak musi wyglądać cały sezon. Ciężko trenowałam i wiedziałam, że sytuacja musi się poprawić. Każdy marzy o tym, by być numerem jeden w rankingu. Cieszy mnie sukces, ale wciąż chcę więcej. Moim marzeniem jest wygrywanie kolejnych turniejów i zdominowanie rywalizacji. Roland Garros to wspaniała impreza dla nas, Hiszpanów. Kiedy jesteś dzieckiem i trenujesz na korcie ziemnym, to cały czas marzysz, by wygrać Roland Garros" - zakończyła Muguruza. "Nie grałam tego co potrafię i tego, co było potrzebne, by wygrać. Ten finał jest dowodem na to, że trzeba grać dobrze ważne piłki. Pierwszego seta Garbine wygrała dzięki jednemu punktowi. W mojej grze było za dużo dziur. Powinnam była lepiej serwować, zbyt często myliłam się przy returnie. Przy ostatniej akcji myślałam, że to zagranie będzie autowe. Nie mam zwyczaju się usprawiedliwiać w stylu "miałam kłopoty z udem czy z czymkolwiek innym". Czy miałam problemy czy nie, to ona zagrała tak, by zwyciężyć. Nie zamierzam też zasłaniać się faktem, że grałam ostatnio kilka dni z rzędu" - skomentowała Serena Williams. "Garbine na pewno ma przed sobą świetlaną przyszłość. Wie, jak grać o wysoką stawkę i wie już, jak wygrać Wielkiego Szlema. Na pewno nie zamierzam zapomnieć od razu o tym meczu i zignorować go. Zobaczę, jaką lekcję mogę z niego wyciągnąć, by się poprawić. Nie czuję niepokoju, jeśli chodzi o moje ostatnie porażki w finale w Wielkim Szlemie. W Australii Angelique Kerber w trzysetowym spotkaniu miała tylko 16 błędów, więc co mogłam zrobić w tej sytuacji? W Paryżu Garbine grała niesamowicie. Zostało mi tylko nadal próbować" - podkreśliła liderka światowego rankingu.