Jest połowa maja, a duet Fyrstenberg-Matkowski wygrał już dwa turnieje, raz przegrał w finale. To chyba najlepsze otwarcie sezonu w historii FM Team? Mariusz Fyrstenberg: Na pewno, w końcu w rankingu najlepszych debli sezonu mamy już mniej więcej tyle punktów, ile przed rokiem zgromadziliśmy dopiero w okolicach października, po dużym turnieju w Szanghaju. Wierzymy, że ten sezon będzie przełomowy i wreszcie uda nam się zrealizować cele, które od dawna zakładamy, czyli na dobre gościć w czołowej piątce debli i odnieść zwycięstwo w Wielkim Szlemie. Może w Roland Garros? Po triumfach w Barcelonie i Madrycie można chyba FM Team wymieniać wśród najpoważniejszych kandydatów do zwycięstwa w Paryżu? - To byłoby miłe, ale na razie chyba to trochę na wyrost, biorąc pod uwagę naszą porażkę przed rokiem z Francuzami w pierwszej rundzie. Może lepiej nie zapeszajmy (śmiech). Jesteśmy w formie, gramy dobrze, ale na pewno przydałoby nam się choć trochę szczęśliwe losowanie. Gra przeciwko gospodarzom w Roland Garros jest zawsze trudna, biorąc pod uwagę to, co wyprawiają ich kibice, nawet na bocznych kortach. Najważniejsze będzie żebyśmy przetrwali dwie pierwsze rundy, a będzie dobrze (śmiech). Skoro mowa o szczęściu w losowaniu, to chyba brakło go przed najbliższym turniejem w Rzymie? W pierwszym meczu, w 1/8 finału, rywalami będą triumfatorzy ubiegłorocznego US Open - Austriak Juergen Melzer i Niemiec Philipp Petzschner albo broniący tytułu Amerykanie John Isner i Sam Querrey. - No tak, chyba losowanie mamy najcięższe ze wszystkich rozstawionych par w Rzymie. Ale trzeba też uczciwie przyznać, że w Madrycie mieliśmy dość korzystny układ drabinki, więc pewnie gdzieś to się musi zrównoważyć. Jeśli chodzi o Melzera i Petzschnera, to kiedy pokonali nas w finale US Open, grali bardzo dobrze i był to twardy kort. Tu zagramy na wolnej "ziemi". Poza tym ostatnio wiedzie im się różnie, a do tego Petzschner dopiero co wyleczył kontuzję i w Rzymie będzie też grał w singlu. Isner i Querrey, to wielka niewiadoma, ale na mączce ich serwisy nie są tak groźne jak na szybszych nawierzchniach, więc powinniśmy mieć pewną przewagę, jeśli zagramy swój tenis i będziemy przez cały mecz mocno skoncentrowani. Gra na eksperymentalnej niebieskiej odmianie kortów ziemnych, to ciekawe doświadczenie? - Dyrektor turnieju uznał, że dzięki takiej barwie kortu piłki będą lepiej widoczne w transmisjach telewizyjnych. Może i lepiej je widać, ale tak naprawdę tylko tuż po polaniu kortu wodą, bo gdy zaczyna przesychać, to trochę zaczyna jakby blaknąć i robi się po prostu dziwny. Organizatorów złajał za to Rafael Nadal, ale Hiszpan odpadł w 1/8 finału, więc można pomyśleć, że to było tłumaczenie się z porażki... - Nadal nie należy do tenisistów, którzy szukają pretekstów do tłumaczeń. Rafa zawsze mówi to, co myśli na głos, a przecież krytycznie wypowiadał się jeszcze przed startem turnieju. Na pewno niebieska mączka nie sprzyja returnom, bo piłki się na niej dziwnie ślizgają. Nie tylko piłki, bo zawodnicy też i to często w sposób niekontrolowany, co chwilami było wręcz niebezpieczne. Zbyt szybko też się wysusza, a wtedy kort robi się nierówny. Po prostu chyba nie jest to nawierzchnia dobra do gry w tenisa. Nie wróżę jej przyszłości, więc nie zdziwiłbym się jeśli w przyszłym roku już jej tu nie zobaczymy. To zwycięstwo może być faktycznie zapowiedzią zmian w Madrycie. W końcu po pierwszej wygranej FM Team w 2008 roku, w kolejnym sezonie impreza została przeniesiona z października na maj, z kortów twardych w hali na otwarte ziemne... - Zabrzmiało poważnie, trochę jak "pocałunek śmierci" (śmiech), ale może coś w tym jest. Pewne jest, że niezależnie od tego jakie będą tu korty w przyszłym roku, będziemy musieli bronić 1000 punktów.