W tym tygodniu Fyrstenberg i Matkowski występują w imprezie rangi ATP Masters 1000 na twardych kortach w hali Bercy (z pulą nagród 2,75 mln euro). W Paryżu osiągnęli w środę ćwierćfinał, po wygranej ze Szwedem Johanem Brunstroemem i Jeanem-Julienem Rojerem z Antyli Holenderskich 6:4, 7:6 (7-5). Teraz, żeby awansować do turnieju masters muszą wygrać jeszcze jeden mecz, co im da 360 punktów i pozwoli wyprzedzić ósmą parę w rankingu ATP "Doubles Race" - Wesleya Moodiego z RPA i Belga Nicka Normana. Polacy mają w dorobku 2975 punktów, a ich rywale 3295, ale wyjadą z Paryża nie powiększając swojego dorobku, bowiem odpadli w drugiej rundzie, po porażce 4:6, 5:7 z Hiszpanami Marcelem Granollersem i Tommym Robredo. "Chociaż w pierwszej rundzie mieli +wolny los+, a za występ w drugiej jest 90 punktów, to okazało się jednak, zgodnie z regulaminem ATP, że nie zdobyli tu żadnych punktów. To oznacza, że teraz Mariusz i Marcin muszą dojść tutaj do półfinału, żeby zakwalifikować się do Londynu. Na pewno nie będzie łatwo, ale nie jest to niewykonalne. Po prostu w piątek zagrają mecz o wszystko i muszą dać z siebie wszystko" - powiedział PAP Radosław Szymanik, który jako trener towarzyszy do końca roku deblistom. Kolejnych rywali polscy tenisiści poznają w czwartek, a będą nimi zwycięzcy wieczornego meczu pomiędzy amerykańskimi braćmi Bobem i Mikem Bryanami (nr 2.) i Francuzami Julienem Benneteau i Jo-Wilfriedem Tsongą. "W tej sytuacji nie ma znaczenia kto stanie po drugiej strony siatki. Znamy stawkę meczu i mamy jasno wytyczony cel. Oczywiście nikt nie lubi trafiać w drabince na Bryanów, ale Mariusz i Marcin dwa razy zdołali ich pokonać, więc jest to możliwe, a wszystko będzie zależało od dyspozycji dnia. Wydaje się, że trochę lepiej byłoby grać z Francuzami, o ile w meczu przeciwko nim serwisy będą funkcjonowały bez zarzutu. Na pewno trudniej znaleźć słabe punkty w grze Amerykanów, ale oni nie są zdeterminowani i pewnie już bardziej myślami są w Londynie" - dodał Szymanik pełniący funkcję kapitana reprezentacji Polski w Pucharze Davisa. Bilans spotkań z braćmi Bryanami jest korzystny dla Amerykanów 7:2, którzy po raz pierwszy ponieśli porażkę (5:10 w super tie-breaku) przed rokiem właśnie w Bercy, w 1/8 finału. Ponownie Fyrstenberg i Matkowski okazali się od nich lepsi przed miesiącem w ćwierćfinale turnieju Masters 1000 w Szanghaju (10:8 w super tie-breaku). W tym sezonie dwukrotnie na drodze Polaków stanęli Benneteau i Tsonga, których pokonali w kwietniu w drugiej rundzie w turnieju Masters 1000 w Rzymie, ale w październiku przegrali z Francuzami w Szanghaju w finale. "W Bercy główny kort jeden jest dużo wolniejszy, niż ten w Szanghaju, podobnie jak kort numer dwa, choć ten jest minimalnie szybszy od +jedynki+. Na pewno daleko im do mączki, na której gra się w Rzymie, ale to nie znaczy, że Francuzi byliby faworytami. Grają co prawda przed własną widownią, ale to nie zawsze pomaga, bo oczekiwania są większe. Poza tym jeszcze w Paryżu występują w singlu, no a Benneteau jest opromieniony wczorajszym zwycięstwem nad Rogerem Federerem, więc nie wiadomo, jak będzie u niego z koncentracją" - powiedział Szymanik. Odpadnięcie Moodiego i Normana w Bercy dało prawo startu w ATP World Tour Finals dwóm innym parom: Białorusinowi Maksimowi Mirnyjowi i Andy'emu Ramowi z Izraela oraz Czechowi Frantiskowi Cermakowi i Słowakowi Michalowi Mertinakowi. Do Londynu pojedzie też Łukasz Kubot, który wywalczył kwalifikację z Austriakiem Oliverem Marachem już w poniedziałek, z piątego miejsca w rankingu. Natomiast przed imprezą w Paryżu prawo startu w hali O2 wywalczyły cztery deble: bracia Bob i Mike Bryanowie (nr 1. w rankingu), Kanadyjczyk Daniel Nestor i Serb Nenad Zimonjic (2.), Mahesh Bhupathi z Indii i Mark Knowles z Bahamów (3.) oraz Czech Lukas Dlouhy i Leander Paes z Indii (4.).