Od czwartku poważnie ograniczono możliwości podróżowania samolotami rejsowymi nad Europą w wyniku przemieszczającej się nad kontynentem chmury pyłu wulkanicznego, wyrzucanego w atmosferę po erupcji, do jakiej doszło na południu Islandii, w rejonie lodowca Eyjafjallajokull. W Barcelonie, jako debel rozstawiony z numerem ósmym, wystąpią Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski, którzy mają w pierwszej rundzie "wolny los". W drugiej zmierzą się ze zwycięzcami popołudniowego meczu między Hiszpanami Marcelem Granollersem i Tommym Robredo oraz Brazylijczykiem Thomazem Belluccim i Argentyńczykiem Horaciem Zeballosem. W ubiegłym tygodniu, we wtorek, polscy tenisiści odpadli w 1/8 finału turnieju ATP Masters 1000 w Monte Carlo, ale przed weekendem bez większych problemów przemieścili się z Księstwa Monako do Hiszpanii. - Ponieważ w Polsce w kwietniu trudno znaleźć korty ziemne na powietrzu nadające się do gry, nie wróciliśmy do kraju, tylko do czwartku trenowaliśmy w Monte Carlo. Wyjeżdżając stamtąd nie zdecydowaliśmy się jednak na auto hotelowe, bo kurs do Barcelony kosztowałby co najmniej 1500 euro, więc po obiedzie organizatorzy zawieźli nas turniejowym samochodem do Nicei. Stamtąd ruszyliśmy do Hiszpanii - powiedział Radosław Szymanik. Szymanik, kapitan reprezentacji Polski startującej w Pucharze Davisa, od października ubiegłego roku towarzyszy deblistom jako trener podczas kilkunastu najważniejszych startów w sezonie. - Po wypadku w Smoleńsku nie bardzo mieliśmy ochotę na podróż samolotem, zresztą były strasznie niekorzystne pory wylotów. Poza tym mimo niedużej odległości bilety były bardzo drogie, dlatego postanowiliśmy wypożyczyć Renault Scenic z "dieselkiem" pod maską - powiedział Szymanik. - Okazał się bardzo pakowny, bo zmieściliśmy cały nasz bagaż, czyli sześć dużych toreb i pięć mniejszych, no i nasza trójka też się zmieściła bez żadnego problemu. Do tego samochód był oszczędny, bo 650 km do Barcelony pokonaliśmy w sześć godzin na jednym baku, no i bez korków, wypadków czy pomyłek nawigacyjnych - dodał. Oprócz Mariusza i Marcina w Barcelonie wystąpi polsko-austriacka para Łukasz Kubot i Oliver Marach (nr 8), która również rozpocznie występ od 1/8 finału. Jej rywalami będą Australijczyk Lleyton Hewitt i Mark Knowles z Bahamów. Start w singlu Kubot zakończył w poniedziałek w pierwszej rundzie po porażce z Granollersem 4:6, 3:6. - Łukasz z Olim zaraz po piątkowej porażce w Monte Carlo ruszyli dalej i złapali miejsca na ostatni wieczorny lot z Nicei do Barcelony. Przez to dotarli do hotelu późno w nocy, ale mieli więcej szczęścia niż inni zawodnicy, którzy tu dopiero dojeżdżają albo jeszcze są w drodze. Choćby taj, jak Leander Paes, który wrócił z Monako do domu, do chorej córki, no i jeszcze go tu nie ma. Albo Peter Luczak, który wrócił na kilka dni do żony, do Szwecji, i do Barcelony musiał jechać samochodem: najpierw do Danii, potem promem do Niemiec i dalej autem - powiedział Szymanik. - Czescy i słowaccy debliści też przyjechali samochodami, zostawiając wieczorem auta pod hotelem. Rano ich już nie zobaczyli. Były źle zaparkowane, więc je odholowano i musieli zapłacić po 200 euro. Jeżeli do końca tygodnia przestrzeń powietrzna nad Europą nie zostanie otwarta, to mogą się dziać różne rzeczy, tym bardziej, że następny turniej jest w Rzymie. Z Barcelony to jakieś 1500 km. Pierwszą przymiarkę mieliśmy na trasie Nicea-Barcelona, więc w razie czego damy radę - dodał trener polskich deblistów.