"Przed rokiem mieliśmy ćwierćfinał w Indian Wells, a w Miami była tragedia. Chodzi nie tylko o naszą porażkę w pierwszej rundzie, ale przede wszystkim kataklizm pogodowy. Nasz mecz był cztery razy przerywany przez deszcz i burze. Prowadziliśmy 4:1, a przegraliśmy pierwszego seta 4:6. Cóż, może tym razem będzie lepiej, skoro w Indian Wells nam się nie powiodło" - powiedział PAP Fyrstenberg. Polski debel ma za sobą sześć startów turniejowych w tym roku. Najlepszy wynik to ćwierćfinał osiągnięty w styczniu w Dausze i w lutym w Rotterdamie. Poza tym odpadł w drugiej rundzie wielkoszlemowego Australian Open oraz w pierwszych imprez ATP w Sydney, Dubaju oraz w ostatni weekend w turnieju ATP Masters 100 w Indian Wells. Większość porażek ponosił po dość wyrównanych meczach, w tym dwie w super tie-breakach. "To nie jest tak, że przegrywamy wszystkie końcówki, bo w tym roku graliśmy cztery super tie-breaki, z czego dwa wygraliśmy i dwa przegraliśmy. Niestety brakuje nam tylko seryjnie wygranych spotkań. Na razie gramy dobrze, ale brakuje nam pewności siebie, dlatego czekamy na taki turniej, w którym wygralibyśmy dwa, trzy kolejne mecze. Wtedy nabierzemy pewności siebie, a to powinno się przełożyć na kolejne wyniki. Oczywiście jest w nas sportowa złość związana z tą sytuacją, ale jeszcze nie ma tragedii, za nami są dopiero pierwsze dwa miesiące sezonu" - powiedział PAP Matkowski, sklasyfikowany na 18. miejscu wśród najlepszych deblistów świata. Jego partner znajduje się lokatę niżej, natomiast w klasyfikacji najlepszych par sezonu - ATP "Doubles Race" zajmują dopiero 33. miejsce, podczas gdy Łukasz Kubot i Austriak Oliver Marach są na trzeciej pozycji. "Na szczęście do rozstawienia par w drabince bierze się indywidualny ranking deblowy, nie +Champions Race+. To jednak nie zmienia faktu, że jeśli w turnieju grają trzy, cztery najlepsze pary świata, to my nie mamy co liczyć na rozstawienie. No i wtedy istnieje duże ryzyko wylosowania jednej z mocniejszych par już na początku. Właściwie obecnie jesteśmy siódmym deblem na świecie, patrząc na sumę naszych rankingów indywidualnych. Liczyliśmy, że po pierwszej połowie sezonu będziemy czwartą parą, ale na razie się nie zanosi. Poczekajmy, zobaczymy co będzie dalej" - powiedział Fyrstenberg. "Pierwsza czwórka najlepszych debli sezonu, to był nasz cel i go nie zmieniamy. Przed nami jeszcze kilka turniejów Masters 1000 i trzy Wielkie Szlemy, więc sporo punktów do zdobycia, choć nie tylko w tych największych imprezach. Wszystko przed nami i będziemy się starać jak najszybciej złapać właściwy rytm, żeby znów grać nasz najlepszy tenis" - dodał. Przed Polakami znajdują się m.in. dwie pary będące objawieniem ubiegłorocznej rywalizacji: Kubot z Marachem oraz Czech Frantisek Cermak i Słowak Michal Mertinak. Wszystkie trzy wystąpiły w listopadzie w kończącym sezon turnieju ATP World Tour Finals w londyńskiej hali O2. "Lepiej się nam gra z typowymi deblami, a nie z parami stworzonymi przez dwóch dobrych singlistów do tego grających bardzo defensywnie. Mamy returny niskie, krótkie i agresywne, dlatego nie lubimy, gdy zawodnik zostaje z tyłu po serwisie, bo wtedy praktycznie niweluje siłę naszego returnu. Przeciwko takim rywalom musimy zdobywać punkty w swoich gemach przede wszystkim przy swoich pierwszych serwisach, a kiedy nam piłka nie siedzi, to wtedy jest problem" - powiedział Fyrstenberg. "Dlatego musimy przede wszystkim pracować na odbiorem serwisów. Jeśli będziemy lepiej returnować będziemy w stanie wywierać większą presję na rywali. To jest tym bardziej ważne, gdy mamy wahania przy swoim podaniu, co nam się ostatnio zdarza dość często niestety. Po prostu przychodzą takie momenty, kiedy w meczach nagle zaczynamy grać słabo i wtedy wszystko się sypie. Jeśli przez całe spotkanie gramy na naszym normalnym poziomie, to na ogół jest dobrze. W tym sezonie nam się to na razie niezbyt często zdarza, ale mam nadzieję, że to się szybko zmieni" - dodał Matkowski. Rozmawiał Tomasz Dobiecki