Tenisowy świat mocno przeżywał to, co stało się Shuai Zhang rok temu w Budapeszcie, w turnieju WTA 250. Doświadczona chińska tenisistka, choć jeszcze na początku roku była 22. w rankingu WTA, miała w dorobku 12 kolejnych porażek, a w starciu z Amarissą Kiarą Toth została oszukana najpierw przez sędzię tego spotkania, a później jeszcze "dobita" przez rywalkę. Jedna nie chciała podejść sprawdzić śladu piłki, druga celowo go zamazała. Chinka doznała ataku paniki, potrzebowała pomocy, a rywalka... ostentacyjnie celebrowała zwycięstwo. Mało tego, Shuai Zhang nie wygrała meczu w tourze przez kolejnych ponad 14 miesięcy. Do Pekinu przyjechała jako 595. tenisistka świata, ze śladowym dorobkiem w rankingu, wynikającym głównie z tego, że w największych turniejach są punkty za grę w pierwszej rundzie. I przed swoimi kibicami dokonała sensacyjnego przełomu. Ćwierćfinał WTA 1000 po dwóch latach, jakiekolwiek zwycięstwo po 20 miesiącach. Niezwykła historia Shuai Zhang W stolicy Chin Shuai Zhang wygrała bowiem kolejno: z McCartney Kessler (WTA 65), Emmą Navarro (WTA 8), Greet Minnen (WTA 94) i naszą Magdaleną Fręch (WTA 31). Do ćwierćfinału wielkiego turnieju WTA 1000 dostała się bez straty seta, co trzeba podkreślić. Po raz pierwszy od sierpnia 2022 roku pokonała zawodniczkę z TOP 10, a z tamtym turniejem łączy ją jeszcze jedno. Wówczas, w Cincinnati, wygrała mecze z Naomi Osaką, Jekateriną Aleksandrową i ówczesną wiceliderką rankingu Anett Kontaveit, by w ćwierćfinale ulec Arynie Sabalence. I to był jej ostatni singlowy ćwierćfinał w tak poważnym turnieju. Polskich kibiców interesował szczególnie mecz Zhang z Fręch, bo Polka też miała świetną passę: wygrała wcześniej "pięćsetkę" w Guadalajarze, a Pekinie też walczyła doskonale, odwracała losy spotkań. A jednak w meczu z doświadczoną Shuai nie miała za wiele do powiedzenia: uległa rywalce 4:6, 2:6. Chinkę zatrzymała dopiero Paula Badosa, pokonała ją 6:1, 7:6 (4). Mały awans Magdaleny Fręch, za to historyczny. Rekordowy skok Shuai Zhang, ale... potrzeba czegoś więcej Ten turniej miał wielkie znaczenie dla obu tenisistek - tak dla Fręch, jak i dla Zhang. Polka awansowała bowiem na rekordowe 27. miejsce w rankingu WTA, najwyższe w swojej karierze. Tylko trzy Polki były wyżej od niej: Iga Świątek, Agnieszka Radwańska i Magda Linette. W jednym notowaniu wyprzedziła od razu dwie starsze rodaczki: Urszulę Radwańską i Magdalenę Grzybowską. Świętować może jednak także Shuai Zhang, jej dorobek zwiększył się czterokrotnie. Ale największe wrażenie robi liczba znajdująca się tuż obok obecnej pozycji 35-latki w rankingu WTA. To poprzedzone plusem 345 - o tyle właśnie pozycji zaliczyła skok. Była 595., teraz jest już 250. Takie rzeczy na światowym poziomie, nie licząc zawodniczek z turniejów ITF, są rzadkością. Do miejsca w kwalifikacjach turniejów wielkoszlemowych wciąż jednak trochę jej brakuje. Co ważniejsze - Shuai Zhang może jeszcze poprawić swoją lokatę - zaczyna bowiem we wtorek grę w drugim turnieju WTA 1000 - w Wuhanie. Jej pierwszą rywalką będzie Julia Putincewa, która też ma coś do udowodnienia. W Seulu i Pekinie przegrywała już pierwsze spotkania (z Amandą Anisimovą i Naomi Osaką), a przecież wydawało się, że pogromczyni Igi Świątek z Wimbledonu jest w stanie wrócić po latach na dłużej do czołowej trzydziestki świata. Krok może zrobić Wuhanie, z Shuai Zhang wygrała cztery ostatnie potyczki.