Dla Magdaleny Fręch turniej w Madrycie już jest w pewnym sensie przełomowy. W dziesiątej próbie zawodniczka Górnika Bytom po raz pierwszy przebrnęła bowiem kwalifikacje - ta sztuka nie udała się jej w tym roku ani razu. Owszem, dostała się do głównych drabinek rywalizacji w Indian Wells i Miami, ale w drugich rundach kwalifikacji swoje mecze przegrywała. Później miała sporo szczęścia, wycofywały się rywalki, Polka zajmowała ich miejsce. W Madrycie wreszcie na łut szczęścia nie musiała liczyć - na miejsce w turnieju głównym zapracowała sobie sama. Duże szczęście w losowaniu Magdaleny Fręch. Idealna rywalka na ten moment Trzeba też przyznać, że Fręch miała sporo szczęścia - jej rywalką została bowiem Włoszka Jasmine Paolini, której babcia pochodziła z Łodzi. To zawodniczka notowana o 30 miejsc wyżej od Polki w rankingu WTA, ale ostatnio zdecydowanie zawodząca. W turniejach WTA, nie licząc eliminacji, przegrała pięć ostatnich spotkań, tydzień temu została rozbita (0-6, 2-6) przez znajdującą się w trzeciej setce rankingu 18-letnią Kristinę Dmitruk. I to na mączce, w turnieju ITF w Koprze w Słowenii. Dzień wcześniej zacięty bój z tą samą Białorusinką stoczyła Weronika Falkowska, która wygraną miała niemal na widelcu. Czytaj też: Wielka sensacja w Madrycie! 15-latka ograła finalistkę US Open Łodzianka nieszczególnie zaczęła ten mecz, już w trzecim gemie została przełamana, zaś chwilę wcześniej nie zdobyła nawet punktu przy podaniu Włoszki. Wydawało się, że Polka może mieć spore problemy, ale - na szczęście dla nas - te złudzenia się nie potwierdziły. Paolini zaczęła popełniać masę błędów, a gdy nie wykorzystała dwóch break pointów w piątym gemie, rozsypała się całkowicie. Fręch wygrała pięć kolejnych gemów, całego seta zaś w 34 minuty aż 6-2. Znów prowadziła Paolini, nawet wyżej. I znów Fręch wygrała pięć gemów z rzędu Drugi set wyglądał niemal bliźniaczo podobnie - znów Włoszka wygrała trzeciego gema przy podaniu Polki, znów prowadziła 2-1. Różnica była taka, że poszła za ciosem i podwyższyła na 3-1. Paolini miała sporo dobrych momentów, Fręch czasami grała za bardzo defensywnie. Ale być może taką miała taktykę i wiedziała, że jej rywalka nie będzie w stanie utrzymać tego poziomu. Nasza zawodniczka podejmowała dłuższe wymiany, ale nie atakowała, czekała na ruchy rywalki. Wyrównała na 3-3, a później poszła za ciosem. W kolejnym gemie, przy stanie 30-30, Paolini non stop atakowała, Fręch się tylko broniła. Aż w końcu Włoszka wyrzuciła piłkę za linię boczną. A za chwilę sytuacja się powtórzyła - z tą różnicą, że rywalka nie była w stanie nic zrobić po tej jedynej w wymianie kontrze Polki. I takiej okazji Fręch już nie zmarnowała - zakończyła mecz przy swoim serwisie, ostatni punkt zdobywającym wygrywającym podaniem na zewnątrz karo. W drugiej rundzie rywalką łodzianki będzie trzecia rakieta świata - Amerykanka Jessica Pegula. Po raz trzeci w tym roku Magdalena Fręch zagra więc na tym etapie turnieju WTA 1000.