Maks Kaśnikowski po raz pierwszy w karierze zaczął sezon tak wcześnie - już na początku stycznia. Do końca marca straci niewiele punktów, właściwie tylko za jedno zwycięstwo w małych zawodach ITF w lutym zeszłego roku w Monastyrze, może więc w tym czasie sporo zyskać. Zdecydował się na dwa występy w Portugalii - w challengerach ATP 50 i 75 w Oeiras. I już ten pierwszy turniej potwierdza, że podjął bardzo dobrą decyzję. Będzie awans Polaka, po raz drugi znajdzie się w TOP 300. To już jest pewne 20-latek już jesienią wskoczył na moment do trzeciej setki rankingu ATP, co w tym wieku nie jest może czymś wybitnym, ale też podobnie rozwijał się przed laty Hubert Hurkacz. Kaśnikowski w wielu elementach go przypomina, choć nie ma aż tak atomowego serwisu. Ale doskonałego rodaka już przecież ograł, 2,5 roku temu sensacyjnie w ćwierćfinale mistrzostw Polski. I z pewnością chcialby być tam, gdzie dziś jest wrocławianin, choć ku temu jeszcze daleka droga. Najłatwiej przejść ją odnosząc na razie sukcesy w challengerach - dzięki nim Kaśnikowski mógłby dość szybko podnieść się do poziomu, który zagwarantowałby mu debiut w normalnym turnieju ATP, choćby rangi 250. Na razie Polak zapewnił sobie w Portugalii awans o około 30 pozycji - nawet jeśli przegra finał, to i tak wskoczy na 295. miejsce. Jego rekord z 30 października to 288. pozycja. Jeśli zaś wygra finał z 33-letnim Portugalczykiem Gastão Eliasem, będzie 278. lub 279. Rywal siedem lat temu był na 57. miejscu na świecie, dziś jest nieco niżej klasyfikowany od Kaśnikowskiego. Tak jak piątek, wielkie opanowanie Maksa Kaśnikiwskoego w kluczowych momentach Co ważne, młody Polak regularnie już wygrywa spotkania z zawodnikami z pierwszej połowy trzeciej setki rankingu, co pokazuje, że czyni stałe postępy. Świetnie wygląda pierwszy serwis Kaśnikowskiego, młody gracz CKT Grodzisk Mazowiecki znacznie lepiej porusza się po korcie i potrafi tworzyć przewagę forhendem. Jak dziś w starciu z 22-letnim Valentinem Royerem, rozstawionym w tym turnieju z numerem szóstym. Kaśnikowski bowiem zagrał mądrze, znów wytrzymywał napięcie w kluczowych momentach, a Francuz mógł odwrócić losy obu setów. W pierwszym bowiem, po sześciu pewnie wygranych gemach z obu stron, Polak dwukrotnie uzyskał przełamanie, Royer tym samym odpowiedział tylko raz. Kaśnikowski prowadził 5:4, serwował po setach, zmarnował dwie piłki setowe w swoim gemie serwisowym. I wtedy szansę wywalczył sobie rywal, podobnie jak wczoraj miał takie okazje otrzymał João Sousa. W końcu jednak Polak "zamknął" seta, wygrał go po 38 minutach 6:4. Royer mógł jeszcze odwrócić losy meczu. Dostał tę jedną jedynką okazję Drugi był znacznie dłuższy, choć w sumie dość podobny. Kaśnikowski już w drugim gemie bronił dwóch break pointów, znów skutecznie, by za chwilę skorzystać z okazji i przełamać rywala. To było kluczowe zdarzenie w tym secie, ale i całym meczu. Polak zresztą miał jeszcze kilka podobnych okazji w kolejnych gemach, tym razem Royer się jednak bronił. I tak znów doszło do gema numer dziesięć, który miał dać 20-latkowi drugi w karierze awans do finału challengera. Kaśnikowski zmarnował dwie piłki meczowe, po czym przed szansą wyrównania stanął Francuz. I tak jak wczoraj, w tym najważniejszym momencie Polak zagrał mądrze, za chwilę sam miał kolejnego meczbola, którego tym razem już wykorzystał. Oczywiście - efektownym serwisem, po którym rywal nie zdołał odpowiedzieć returnem za siatkę. Wygrał po raz drugi 6:4 i w niedzielę zagra o końcowy triumf z Eliasem. Challenger ATP 50 w Oeiras (korty twarde w hali). Półfinał singla Maks Kaśnikowski (Polska) - Valentin Royer (Francja, 6) 6:4, 6:4.