Jeszcze przed startem Rolanda Garrosa wydawało się, że w walce o końcowy triumf będą liczyły się wyłącznie trzy tenisistki: Iga Świątek, Aryna Sabalenka i Jelena Rybakina. Polka nie zawiodła pokładanych w niej oczekiwań i zameldowała się w finale, gdzie dość nieoczekiwanie przyszło jej zmierzyć się z Karoliną Muchovą. Czeszka była rewelacją turnieju i może mówić o życiowym sukcesie. I to wszystko mimo problemów ze zdrowiem, o których nie mówiono wcześniej zbyt wiele. Czeszka już w meczu z Sabalenką, miała problemy mięśniowe, ale potem z jej sztabu wyciekły informacja, że sprawa była poważniejsza. Finałowa rywalka Świątek przyznała się do problemów. Wcześniej nikt nie wiedział Muchova przyznaje się do walki z bólem "Ten ból gdzieś tam był większy, gdzieś mniejszy, ale nie ma co rozmyślać, czy mogłam sobie lepiej poradzić w finale" - powiedziała tenisistka w rozmowie z czeskimi mediami. Dodała też, że mimo wszystko jest lekko rozczarowana przebiegiem finałowego starcia. Warto docenić sportową postawę Czeszki, która nie szuka usprawiedliwień i wymówek związanych ze stanem swojego zdrowia, a zwyczajnie żałuje, że nie udało jej się wygrać, a szansa na pierwszy w karierze wielkoszlemowy triumf przeszła jej koło nosa. Eksperci są jednak zgodni, że jest to absolutnie materiał na czołową tenisistkę świata, a finał Rolanda Garrosa nie był ostatnim w jej karierze. Szkoda tylko, że cały czas musi zmagać się też z problemami zdrowotnymi. Jak sama mówi, to zakłóci też nieco przygotowania do Wimbledonu. Ale i tak będzie chciała powalczyć.