Ilu Polaków zdołało w rywalizacji o punkty ATP pokonać słynnego Serba? Odpowiedź brzmi: zero. Hubert Hurkacz grał z "Nolem" siedem razy, Jerzy Janowicz raz, a Łukasz Kubot - pięciokrotnie. Bilans łączny to 13 zwycięstw Djokovicia i zaledwie pięć wyrwanych mu setów przez polskich tenisistów. A Kyle Edmund tej sztuki dokonał - w kwietniu 2018 roku pokonał słynnego Serba w drugiej rundzie Mastersa w Madrycie 6:3, 2:6, 6:3. Był to jednorazowy wyskok, bo inne ich starcia zapisywał na swoim koncie Serb, ale jednak urodzony w Johannesburgu, a mieszkający na Bahamach Brytyjczyk dokonał czegoś wyjątkowego. Trudno się jednak temu dziwić - jesienią tamtego roku był nawet 14. zawodnikiem świata, w Australian Open dotarł do półfinału. Poważna kontuzja i wielki pech Brytyjczyka. A na poważnie grał z najlepszymi I z takim zawodnikiem zmierzył się w finale rywalizacji ITF w Loughborough Martyn Pawelski. Nastolatek z Gliwic miał za sobą bardzo udany tydzień zmagań, wygrał cztery spotkania, trzy z zawodnikami znacznie wyżej od siebie klasyfikowanymi. Edmundowi nie dał jednak rady, choć miał w tym spotkaniu momenty, gdy jednej piłki brakowało od odwrócenia sytuacji. Brytyjczyk jednak nie pozwolił, triumfowało jego większe doświadczenie i raczej nie ma wątpliwości, że jeśli nie będzie miał problemów zdrowotnych, to pójdzie w górę rankingu. W 2020 roku doznał poważnej kontuzji kolana, wypadł z rywalizacji na ponad półtora roku. Gdy wrócił, korzystał z zamrożonego rankingu w TOP 50, wciąż mógł zmagać się z najlepszymi. Jeszcze na początku zeszłego roku toczył boju w Australii z Jannikiem Sinnerem czy Miomirem Kecmanoviciem, brakowało już jednak nawet momentów jakiegoś zaczepienia się w tych spotkaniach, wyrównanej gry. Kontuzjowane noga odzywała się jeszcze kilka razy, teraz Edmund znów wrócił do touru z myślą odbicia się od dna. I właśnie wygrał swój pierwszy tytuł od lutego 2020 roku, gdy podniósł puchar za zwycięstwo w ATP 250 w Nowym Jorku. Drugi taki finał Martyna Pawelskiego. 19-latek nie wykorzystał swoich szans, sam został przelamany W finale z Pawelskim doszło zaledwie do dwóch przełamań. Nie było to starcie dwóch "siepaczy", którzy samym serwisem zyskują przewagę. Choć akurat ten element był raczej atutem Edmunda, trafiającego kierunkowo. Polak miał zaś problemy w swoich gemach, trzeci trwał blisko kwadrans. Pawelski miał aż siedem piłek na skończenie i objęcie prowadzenia 2:1, za każdym razem rywal doprowadzał jednak do równowagi. A później sam uzyskał break pointa, którego Polak obronił. Tego gema 19-latek z Gliwic zapisał ostatecznie na swoim koncie, ale w siódmym gemie został przełamany. A szkoda, bo chwilę wcześniej sam miał taką okazję, chwilę później zresztą też - mógł wyrównać na 4:4. Edmund zdołał utrzymać podanie i po zaciętej końcówce wygrał jednak 6:4. Aj, jaka szkoda. Cztery okazje i nic z tego. Edmund był bezlitosny W drugiej partii Pawelski został przełamany już w gemie otwarcia, chwilę później już niemal bronił się przed "położeniem na łopatki". Edmund prowadził 2:0 i 40:0 przy serwisie Polaka, miał w sumie cztery szanse na podwójne przełamanie. Pawelski wyszedł z tego, to mógł być punkt zwrotny. A że nie był, to 19-latek może tylko mieć żal do siebie. W szóstym i ósmym gemie prowadził po 40:15, miał w sumie cztery okazje na przełamanie i wyrównanie wyniku. Nie zdołał tego osiągnąć, więc starszy od niego o 10 lat rywal zamknął to spotkanie, wygrał 6:4, 6:4. Teraz Polak przeniesie się do Francji - w najbliższym tygodniu ma powalczyć o sukces w mniejszym turnieju ITF M15 w Bressuire na zachodzie Francji. Dzięki zdobyczy punktowej w Loughborough (16 punktów) powinien wrócić w okolice 490. miejsca w rankingu ATP. Turniej ITF M25 w Loughborough (korty ziemne w hali). Finał Kyle Edmund (Wielka Brytania) - Martyn Pawelski (Polska) 6:4, 6:4.