Olgierd Kwiatkowski, sport.interia.pl: Kto ma więcej atutów przed finałem w Cancun - Iga Świątek czy Jessica Pegula? Michał Lewandowski, trener i ekspert tenisowy: Na tym etapie turnieju, a mamy finał WTA Finals, te atuty bym podzielił po równo. Jessica Pegula świetnie się czuje w Cancun, jest w wysokiej dyspozycji, a to dziewczyna, która w przeszłości potrafiła wygrywać z Igą. Tak więc 50 na 50, bo z kolei Iga z każdym meczem rozwijała się i grała coraz lepiej, a Pegula - moim zdaniem - czuła się dobrze od początku bez względu na rywalkę, na warunki. Ten dzisiejszy konkretny mecz może być klasycznym przypadkiem tego, że dyspozycja dnia będzie miała największe znaczenie. Która zawodniczka bardziej pana zaskoczyła awansem do finału? Przed turniejem Iga Świątek nie była wielką faworytką, a w dwóch poprzednich turniejach Masters nie zagrała tak jakby tego chciała i ten finał też wcale nie był oczywisty. - Patrząc na historię występów Igi wcale ten finał nie był pewny. Ja, może nie tyle bałem się, ale czułem pewne obawy przed meczem z Marketą Vondousovą. Jak zobaczyłem, że ruszyło, to w kolejnych meczach z Coco Gauff i Ons Jabeur widziałem już, że Iga uzyskała dużą pewność siebie. Bardziej zaskoczył mnie natomiast styl w jakim Pegula dotarła do finału, czyli - łatwo, szybko i przyjemnie, choć w Cancun nic nie działo się szybko. Wielkie pieniądze czekają na Igę Świątek. Kwota robi wrażenie Jakie znaczenie w kobiecym tenisie ma zwycięstwo WTA Finals? Mam wrażenie, że nie za bardzo docenia się ten turniej nie tylko z tego co się dzieje z jego organizacją, ale też w świadomości kibiców. - Nie bez przyczyny ten turniej jest nazywany piątą lewą Wielkiego Szlema, często używamy również takiego stwierdzenia, że są to nieoficjalne mistrzostwa świata w tenisie. W turnieju bierze udział osiem najlepszych tenisistek na świecie. Nie ma żadnego przypadku. Zawodniczki do końca sezonu walczą, aby się dostać do WTA Finals. Historia pokazuje jednak, że w fazach grupowych działy się różne rzeczy. Z grupy wychodziły tenisistki z bilansem 1-2, wygrywając tylko jeden mecz, a później zwyciężały w całym turnieju. Tak było z Agnieszką Radwańską w Singapurze w 2015 roku i Dominiką Cibulkovą rok później. Masters jest rozgrywany w takim momencie sezonu, w którym tenisistki są mocno wszystkim zmęczone, ale jednocześnie zdeterminowane. Chcą ten jedyny w swoim rodzaju turniej wygrać. Wielkie Szlemy odbywają się cztery razy w roku, więc logicznie jest najwięcej szans, aby wygrać jeden z nich. A Masters mamy jeden. To jest prawdziwa wisienka na torcie. Rozmawiał Olgierd Kwiatkowski