- Wimbledon jest specyficznym turniejem. Tu gdziekolwiek się pójdzie czuje się historię, wszędzie jest elegancko i dystyngowanie. Szczególną oprawę mają tu finały, więc zanim jeszcze się odbije pierwsze piłki podczas przedmeczowej rozgrzewki, to już można się poczuć jakby trwała ceremonia wręczania pucharu. W takich okolicznościach nie sposób nie myśleć o tym wszystkim i wyizolować się od otoczenia - powiedziała INTERIA.PL Czeszka Jana Novotna. - Petra już się z tym zetknęła poprzednio i poradziła sobie bardzo dobrze z tymi wszystkimi emocjami. Myślę, że tak samo będzie i tym razem. Poza tym to moja rodaczka, więc nie jestem w tej sprawie obiektywna, bo będę mocno za nią trzymać kciuki. Myślę, że teraz jej tenis jest o wiele bardziej dojrzały i skuteczny, niż przy poprzednim finale tutaj. Mecz będzie zapewne bardzo wyrównany, więc w decydujących momentach górę powinny wziąć jej opanowanie i doświadczenie - dodała. Novotna to mistrzyni Wimbledonu z 1998 roku i dwukrotna finalistka tej imprezy (1993 i 1997). W sumie odniosła 23 zwycięstwa singlowe, ale tylko jedno w Wielkim Szlemie. - Bouchard jest bardzo zdolna, ma niesamowity talent, duży potencjał w swoim tenisie, jest zdeterminowana, ale wciąż zdarzają jej się bardzo emocjonalne zachowania. Emocje będę w finale złym doradcą, a od nich ciężko jej będzie całkowicie uciec. Natomiast Petra ma w sobie spokój, czasem nawet za dużo spokoju, ale właśnie on pozwoli jej wytrzymać bombardowanie rywalki z końcowej linii - powiedziała INTERIA.PL Hiszpanka Conchita Martinez. - Jeśli miałabym typować przebieg finału, to początek powinien należeć do Bouchard. Moim zdaniem lepiej rozpocznie mecz, ale czy przewaga wystarczy jej do wygrania seta, nie wiem. Może trwać tylko przez pierwsze trzy, cztery gemy, a potem Petra trochę skoryguje grę i przejmie inicjatywę. Im bardziej będzie narzucać swój rytm, tym bardziej po drugiej stronie będzie widać zniecierpliwienie i błędy - dodała. Martinez, podobnie jak Novotna, która spośród 33 zwycięstw turniejowych tylko jedno odniosła w Wielkim Szlemie, właśnie w Wimbledonie w 1993 roku. Nigdy więcej nie była w finale jednej z czterech najważniejszych imprez w sezonie. - Nie będę pewnie odkrywcza, bo jak rozmawiam z koleżankami, to wszystkie mają podobne zdanie. Wydaje mi się, że wygra Kvitova, bo jest w stanie wytrzymać tempo wymian Bouchard i chyba zwyczajnie uderza mocniej od niej piłki. W finale zawsze mocniej działają emocje, a Genie po raz pierwszy w nim zagra i to w Wimbledonie. W Loży Królewskiej będą ważne i znane osobistości, wiec to wszystko może ją trochę rozproszyć - powiedziała INTERIA.PL Austriaczka Barbara Schett, obecnie reporterka tenisowa stacji Eurosport. - Petra jest nieco bardziej wyciszona, zamknięta w sobie i świetnie się potrafi koncentrować na piłkach i grze. Czasem ma wrażenie, że ona po prostu nie widzi tego, co dzieje się dookoła. Nawet gdyby na trybunach wybuchła nagle bomba, to ona pewnie dalej grałaby wymianę do momentu, aż nie zdobędzie punktu - dodała. Schett zakończyła karierę z dorobkiem trzech triumfów w cyklu WTA Tour, a w Wielkim Szlemie najlepszym jej wynikiem był finał miksta w Australian Open 2001. Finał kobiet rozpocznie się o godzinie 14.00 londyńskiego czasu. O tej samej porze, ale w niedzielę, o tytuł wśród mężczyzn będą walczyć zwycięzca tej imprezy z 2011 roku Serb Novak Djoković (nr 1.) oraz Szwajcar Roger Federer (4.), siedmiokrotny triumfator Wimbledonu z lat 2003-07, 2009 i 2012. Wygrana tenisisty z Belgradu oznaczać będzie, że w poniedziałek obejmie prowadzenie w rankingu ATP World Tour, spychając na drugą pozycję Hiszpana Rafaela Nadala, który odpadł w 1/8 finału. Z Londynu Tomasz Dobiecki