Pełne trybuny, mimo dość sporego wiatru i ciemnych chmur nad poznańskim Golęcinem - to stały obrazek, gdy w czerwcu lub lipca rozgrywany jest decydujący pojedynek w challengerze Enea Poznań Open. Nawet wtedy, gdy nie grali w nich Polacy, czyli przeważnie. Dwa razy o tytuł zagrał tu Jerzy Janowicz, wygrał zresztą w Poznaniu w 2012 roku. Sześć lat później powtórzył jego wyczyn wchodzący do wielkiego tenisa Hubert Hurkacz. A teraz to samo zrobił 20-letni Maks Kaśnikowski, który podąża niemal identyczną drogą jak siódmy zawodnik rankingu ATP. A teraz nawet o kilka miesięcy go wyprzedza, bo wygrywając zmagania w Poznaniu, wskoczył do TOP 200 rankingu. W poniedziałek będzie 184. zawodnikiem świata. A w sierpniu - już na pewno - zadebiutuje w eliminacjach Wielkiego Szlema. Finał challengera ATP w Poznaniu nie szedł po myśli Polaka. Nic nie wskazywało, że stanie cię cud Faworytem finału był raczej Camilo Ugo Carabelii, 114. na liście ATP, a w poniedziałek - już setny. Starszy o ponad cztery lata od Polaka, zarazem dwukrotnie już go pokonał. Choćby w Poznaniu, dwa lata temu, gdy zmierzyli się w pierwszej rundzie i lepszy był Ugo Carabelli, ale po trzysetowej batalii. Już wtedy Kaśnikowski pokazał, że ma w sobie "to coś", co w przyszłości może uczynić go graczem ze światowej czołówki. Polak grał dziś od początku odważnie, świetnie mecz zaczął, wygrał dwa pierwsze gemy. A później Argentyńczyk znalazł sposób na jego wysokie zagrania, znalazł też sposób na serwisy Polaka. I tak jak w poprzednich starciach własne gemy były atutem 20-latka spod Pruszkowa, tak w pierwszym secie finału - już nie. Przegrał cztery kolejne, sam był w stanie jeszcze tylko raz przełamać rywala. Skończyło się więc na 3:6. A gdy w drugiej partii Ugo Carabelli poszedł za ciosem i odskoczył na 3:0, w obozie Polaka zrobiło się niewesoło. Nic nie wskazywało na jakąkolwiek zmianę, a tymczasem do niej doszło. Kaśnikowski zaczął grać fenomenalnie, odważnie, jak to mówią zawodnicy, "zwolnił rękę". Zaczął trafiać, nawet świetnie biegający rywal nie był w stanie dojść do wielu piłek. Maks szybko odrobił straty, a później poszedł po swoje. Mógł zakończyć tego seta już w dziewiątym gemie, przy podaniu Argetyńczyka. Po swoich imponujących akcjach i dojściach do siatki wywalczył dwie piłki setowe, ale też i jego rywal po chwili pokazał duży kunszt. Co się jednak odwlecze... Polak miał w kolejnym gemie serwis, tym razem utrzymał podanie, choć z trudem. Wygrał całą partię 6:4, po 102 minutach gry był remis. Maks Kaśnikowski mistrzem Enea Poznań Open w Poznaniu. Debiut w TOP 200 rankingu ATP stał się faktem Decydujący set zaczął się dla Polaka znów w wymarzony sposób. Gdy tylko Ugo Carabelli nie był w stanie serwisem bądź pierwszym zagraniem po returnie zepchnąć go do defensywy, Polak przejmował inicjatywę. Nie bał się, ryzykował, zmuszał Argentyńczyka do biegania. Ten obronił jeszcze dwa break pointy, choć Polak za linią końcową walczył jak lew. A później już nie dał rady. Uco Carabelli nie odpuszczał, zdołał za chwilę odrobić straty, ale od tej połowy drugiego seta był już jednak wyraźnie gorszy od naszego 20-latka. Kaśnikowski popisywał się wyjątkową odpornością psychiczną, nawet gdy zepsuł jakieś istotne zagranie, to nie miało to na niego większego wpływu. Kibice cieszyli się, gdy Polak znów wywalczył breaka, a za chwilę podwyższył na 3:1. A jednocześnie też oklaskiwali zagrania jego rywala, gdy Ugo Carabelli wygrywał akcje. 20-latek nie wypuścił już szansy, w swoim trzecim finale challengera w życiu wywalczył drugi tytuł. A po meczu dziękował publiczności, która wierzyła w niego nawet wtedy, gdy pewnie fachowcy spisywali już na straty. Po meczu zaś słowa uznania kierował w jego stronę Wojciech Fibak, legendarny polski tenisista, inicjator pierwszego challengera ATP w Polsce.