Fenomenalny finał Kawy, wyszła z 3:6, 0:4. 148 minut tenisowego szaleństwa
Katarzyna Kawa dokonywała tenisowych cudów w Buenos Aires, pokonując kolejne przeszkody w drodze do finału turnieju WTA 125. I potrzebowała jeszcze jednego, pokonania już czwartej tu rozstawionej zawodniczki, tym razem Egipcjanki Mayar Sherif. A to specjalistka od gry na mączce, pokonała na niej w tym roku m.in. Martę Kostiuk czy Jasmine Paolini. Znacznie wyżej notowana zawodniczka w północy Afryki nie dawała Polce szans, prowadziła już 6:3, 4:0. I wtedy Polka... wygrała sześć gemów z rzędu. A decydującym secie prowadziła 4:3. By przegrać 4:6.
Katarzyna Kawa w całej swojej karierze tylko raz grała w singlowym finale turnieju WTA, za to z głównego cyklu. Ponad pięć lat temu przegrała jednak w Jurmali ten bój z 11. wtedy na świecie Anastasiją Sevastovą, po długiej i zaciętej batalii (6:3, 5:7, 4:6).
Tamte zawody były odpowiednikiem obecnego WTA 250, challenger w Buenos Aires ma jednak niższą rangę (WTA 125). Niemniej sporo zawodniczek walczy w nim o poprawę pozycji przed zamknięciem drabinek do głównej części i eliminacji Australian Open, co lada chwila nastąpi. Choćby taka właśnie Mayar Sherif z Egiptu, która w trakcie Roland Garros była 53., a teraz jest setna. Turniej w Buenos Aires zapewnił jej grę w Melbourne.
O coś podobnego walczyła też w Argentynie Katarzyna Kawa. Tyle że nie o główną część pierwszego wielkoszlemowego turnieju w 2025 roku, a jego eliminacje. Wygrania całych zawodów jeszcze tydzień temu wyglądało jak coś z gatunku science-fiction, Polka miała przecież grać w eliminacjach. Dostała się jednak do głównej części zawodów, a w niej zaczęła wyrzucać rozstawione rywalki: Varvarę Lepchenko (nr 9), Darję Semenistaję (nr 7) i Marię Lourdes (nr 3). A do tego - triumfatorkę Argentina Open sprzed dwóch lat Pannę Udvardy, też znacznie wyżej notowaną.
Katarzyna Kawa kontra Mayah Sherif w finale Argentina Open. Ogromna przewaga faworytki z Egiptu
W finale na Polkę czekała więc Mayar Sherif. A nawet w dwóch finałach, bo przecież chwilę po zakończeniu tego spotkania miały zagrać decydujący mecz w deblu: Polka z Mają Chwalińską, Egipcjanka z Brazylijką Laurą Pigossi. Zdecydowaną faworytką była tenisistka z Afryki, świetnie czująca się na mączce, choć przed tygodniem w półfinale podobnego turnieju w Colinie w Chile gładko uległa Marii Carle, a Kawa Argentynkę w sobotę pewnie ograła. Mecz meczowi jednak nierówny.
Sherif zaś pokazywała, że na mączce radzi sobie znakomicie. W Madrycie ograła Martę Kostiuk, w Rzymie po trzysetowej batalii Jasmine Paolini, w Lleidzie do meczu z nią nie wyszła Emma Navarro.
Wielka szkoda, że w piątym gemie Kawa nie wykorzystała dwóch break pointów - to złamałoby regułę, że każda wygrywa swoje podanie. A ta reguła za chwilę i tak została przerwana, to Egipcjanka cieszyła się z przełamania, wykorzystała trzecią szansę w bardzo długim gemie, w którym dwukrotnie Polka mogła wyrównać na 3:3. I to był kluczowy moment seta przegranego przez 32-latkę znad Wisły 3:6.
Gdy zaś w drugim Kawa przegrała dziewięć pierwszych akcji, a za chwilę było już 0:4, sytuacja wyglądała bardzo źle.
WTA 125 w Buenos Aires. Odrodzenie Katarzyny Kawy, trzeci set decydował
Tyle że w podobnej Polka była kilka dni temu, gdy walczyła z Semenistają. Też przegrała pierwszą partię, też było 0:4, a później 1:5 w drugiej. I wyszła z opresji, awansowała. Sherif była pewna swego, trochę prowokowała kierowaniem zaciśniętej pięści i patrzeniem na rywalkę po wygranych akcjach, irytowała głośnymi okrzykami, niemal jak Carle w sobotę.
Nie mając już nic do stracenia, zawodniczka BKS Advantage Bielsko-Biała zaczęła grać odważniej, "puściła" rękę. Obroniła swoje podanie, wygrała gema serwisowego rywalki, za chwilę poprawiła na 3:4. Wywalczyła sobie szansę na wyrównanie, nie trafiła jednak bekhendem wzdłuż linii. Pomyła nie była duża, ale była.
Za chwilę jednak dopięła swego, rywalka trochę pomogła autowym zagraniem. I poszła za ciosem. Wygrała kolejne dwa, jak w meczu z Semenistają, popisała się "ukrytym bajglem", sześcioma wygranymi z rzędu. Doprowadziła do decydującej partii, której stawką była jej gra w Melbourne w styczniu.
Ten set był szalony, jak w sobotę w meczu z Carle. Wtedy obie przełamywały się 9 razy z rzędu, aż wreszcie Polka utrzymała swoje podanie, wygrała 6:4, domknęła mecz. Teraz było sześć kolejnych przełamań, aż wreszcie Polka wytrzymała ciśnienie, objęła prowadzenie 4:3. Sherif jednak odpowiedziała tym samym, a później była już tylko o gema od tytułu, po kolejnym przełamaniu. I to w całkiem dobry gemie Polki, który - niestety - zakończyła podwójnym błędem serwisowym.
Egipcjanka tę chwilową niemoc Polki wykorzystała, ostatniego gema wygrała dość łatwo. I mogła cieszyć się z tytułu.
Katarzyna Kawa zaś o prawo gry w eliminacjach Australian Open będzie musiała walczyć od wtorku lub środku we Florianopolis. W pierwszej rundzie zmierzy się z Brazylijką Luizą Fullaną.