Rywalem lidera światowego rankingu w decydującym pojedynku będzie Marcos Baghdatis. Cypryjczyk w środę ograł w pięciosetowym pojedynku Argentyńczyka Davida Nalbandiana. Piątkowe spotkanie było 11. meczem tych tenisistów, a po raz ósmy lepszy był Szwajcar, w tym siódmy raz z rzędu. Ostatnio przegrał z Niemcem w lipcu 2002 roku. Przed rokiem Szwajcar zakończył występ w Melbourne Park na tej fazie, przegrywając z późniejszym triumfatorem - Maratem Safinem. Rosjanin nie mógł bronić tytułu przez kontuzję kolana. W piątek Federer przedłużył serię wygranych meczów na kortach ziemnych do 51, a takim wynikiem nie może się poszczycić żaden z tenisistów. Na drugim miejscu na liście wszechczasów znajdują się ex aequo Szwed Stefan Edberg i Amerykanin Pete Sampras, którzy w latach 90. byli niepokonani w 34 pojedynkach. Wśród kilkunastotysięcznej widowni na Rod Laver Arena znalazł się 67-letni Australijczyk, którego imię nosi ten stadion. Laver przyleciał w tym tygodniu do Melbourne z USA, gdzie mieszka, by w niedzielę wręczyć puchar zwycięzcy imprezy. Australijska prasa już kilka dni temu pisała, że Laver - jedyny tenisista jaki wygrał w jednym sezonie cztery turnieje Wielkiego Szlema (dwukrotnie 1962 i 1967) - nagrodzi w niedzielę Federera, "jedynego tenisistę mogącego tego samego dokonać". - To wspaniałe uczucie móc grać na tym korcie w jego obecności - powiedział po meczu Szwajcar. - Kto z nas wygrałby mecz na trawie w Wimbledonie? Cóż, sądzę, że jednak on, bo ja nie potrafiłbym dobrze grać drewnianą rakietą. Federer w 2004 roku był bliski zdobycia Wielkiego Szlema. Wygrał Australian Open, Wimbledon i US Open. Jednak na paryskich kortach ziemnych im. Rolanda Garrosa przegrał w III rundzie z Brazylijczykiem Gustavem Kuertenem. Szwajcar może w niedzielę odnieść siódme zwycięstwo w Wielkim Szlemie, w tym drugie w Australian Open, gdzie triumfował w 2004 roku. Na korcie zarobił już ponad 20 milionów dolarów i jest zdecydowanym faworytem niedzielnego finału. Trudno się temu dziwić, bowiem porównanie osiągnięć obydwu tenisistów jest wręcz druzgocące. 20-letni Baghdatis przed przyjazdem do Melbourne zajmował 54. miejsce w rankingu ATP Entry System, na korcie zarobił 392 tysiące dolarów i nie miał w dorobku ani jednego tytułu w cyklu ATP. Tylko raz w tym cyklu wystąpił w finale, w październiku ubiegłego roku w Bazylei. Osiągając tę samą fazę w Australian Open ma już zapewniony czek na 600 tysięcy dolarów, a jeśli wygra w niedzielę suma ta ulegnie podwojeniu. Natomiast Federera czeka 44. występ w finale, w tym siódmy w Wielkim Szlemie, w którym jeszcze nie przegrał decydującego meczu. Ma na koncie 34 wygrane turnieje. Mimo to Cypryjczyk nie zgadza się z powszechną opinią, że jest na straconej pozycji. - Myślę, że wszystko się może zdarzyć. Tu panuje wspaniała, ale i zadziwiająca atmosfera, która sprawiła, że w ciągu tych dwóch tygodniu udało mi się coś o czym wcześniej nawet nie miałem odwagi marzyć - uważa Baghdatis. W drodze do finału Cypryjczyk wyeliminował trzech wysoko rozstawionych tenisistów: Amerykanina Andy'ego Roddicka (nr 2.) w czwartej rundzie, w 1/8 finału Chorwata Ivana Ljubicicia (7.), a w ćwierćfinale Argentyńczyka Davida Nalbandiana (4.). Tenisistę pochodzącego z Limassol za każdym razem wspierają na trybunach gorącym dopingiem grupki greckich kibiców. Niedzielny finał będzie czwartym spotkaniem Federera z Baghdatisem, a w dotychczasowych trzech Szwajcar stracił tylko jednego seta. Ostatnio, w styczniu, pokonał go w ćwierćfinale turnieju ATP w Dausze (z pulą nagród 975 tys. dol.). Wynik drugiego półfinału: Roger Federer (Szwajcaria, 1) - Nicolas Kiefer (Niemcy, 21) 6-3, 5-7, 6-0, 6-2