Dwanaście miesięcy po porażce w finale z Rafaelem Nadalem, w spotkaniu które zostało uznane za najlepsze w historii, Szwajcar zamierza wrócić na tron, na którym zasiadał przez pięć lat z rzędu. Po ewentualnym tegorocznym zwycięstwie Federer wciąż będzie w Wimbledonie o jedną wygraną gorszy od Pete'a Samprasa, ale przeskoczy Amerykanina w ilości triumfów w Wielkim Szlemie. - Osiągnąłem więcej niż mogłem sobie wyobrazić. Gdy byłem małym chłopcem moim marzeniem było, żeby choć raz tutaj wygrać, a udało mi się to pięć razy - powiedział Szwajcar. - Myślę, że przede mną jeszcze wiele turniejów do wygrania, również wielkoszlemowych. Nie jestem uzależniony od bicia rekordów, ale jestem z nich bardzo dumny - dodał. Gdy Federer myśli o kolejnym tytule, jego najgroźniejszy rywal Rafael Nadal walczy, żeby w pełni zdrowia przystąpić do obrony trofeum wywalczonego rok wcześniej. Kontuzja kolana spowodowała, że udział Hiszpana w Wimbledonie 2009 jest zagrożony. Decyzję w tej sprawie ma podjąć po piątkowych testach. - Mają one dać odpowiedź, co z moim kolanem. Jeśli będę czuł, że rekonwalescencja przebiega dobrze, z radością znowu pojawię się w Londynie - stwierdził Hiszpan. Gdyby nie udało mu się wyzdrowieć, to najgroźniejszymi rywalami Szwajcara będą prawdopodobnie Andy Murray i Novak Djoković. Ten pierwszy może zostać pierwszym Brytyjczykiem od 1936 roku i Freda Perry'ego, który wygra Wimbledon. Szkot przełamał już jedną klątwę - zwyciężył w turnieju w Queen's Club, a ta sztuka nie udała się żadnemu Brytyjczykowi od 71 lat. - Chciałbym kiedyś wygrać Wimbledon, ale nie myślę o tym za często. Jeśli będę miał pecha, mogę przecież odpaść już w pierwszej rundzie - powiedział Murray. Djoković ostatnio doszedł do finału imprezy w Halle, gdzie przegrał z reprezentantem gospodarzy Tommym Haasem. Serb ma coś do udowodnienia w Londynie, ponieważ w zeszłym roku odpadł w drugiej rundzie, wyeliminowany przez Marata Safina.