Do Diego Maradony, który oglądał zmagania tenisistów przez cały tydzień, w niedzielę dołączyli m.in. Thierry Henry, Ronnie Wood (The Rolling Stones), aktor Kevin Spacey czy księżna Beatrycze, wnuczka królowej Elżbiety II. Po raz pierwszy od 24 lat mogli zobaczyć, jak w finale sezonu zmierzyli się ze sobą numer jeden rankingu (Hiszpan) z numerem dwa (Szwajcar). Poprzednio Ivan Lendl pokonał Borisa Beckera. Pojedynki Federera z Nadalem mają już swoją tenisową historię. W Londynie wygrał zawodnik z Bazylei 6:3, 3:6, 6:1, ale w bezpośrednich starciach wciąż lepszy jest gracz z Majorki (14-8). Szwajcar po raz piąty w karierze triumfował w Masters wyrównując osiągnięcia Lendla i Amerykanina Pete'a Samprasa. I udanie zakończył rok, który rozpoczął od wygrania wielkoszlemowego Australian Open. Potem było już gorzej - porażki w ćwierćfinałach Rolanda Garrosa i Wimbledonu, gdzie bronił tytułow, ale finisz miał bardzo dobry. - Jestem szczęśliwy, że po raz dziewiąty w tym sezonie wystąpiłem w finale. Wygrałem pięć z nich, w tym turniej wielkoszlemowy. To oczywiście nastawia mnie pozytywnie przed następnym rokiem. Wierzę, że 2011, również będzie dla mnie udany - powiedział Federer. - Jestem też zadowolony ze sposobu, w jaki udało mi się zakończyć ten sezon, grając swój najlepszy tenis, zostawiając to co najlepsze na koniec. Oczywiście pokonanie Nadala w finale to coś specjalnego, biorąc po uwagę jaki rok ma za sobą. Ja uważam swój sezon za udany. Nie rozumiem tych, którzy mówią, że był zły. Przegrałem kilka ważnych meczów, ale nie można wygrać każdego turnieju, w którym się startuje. Po okresie gorszych wyników, kiedy nie byłem w stanie zwyciężyć w żadnej imprezie i może nie grałem najlepiej, najważniejsze, że potrafiłem poprawić mój tenis - dodał. Podbudowany dobrą końcówką roku 29-letni Szwajcar utrzymuje, że nie ma żadnych planów dotyczących zakończenia kariery. - Nie zamierzam jej przerywać, rzucać - czy jak to nazwiecie. Mam nadzieję, ze przede mną jeszcze wiele lat grania - stwierdził Federer.