Stosowną umowę w tej sprawie podpisali we wtorek w Warszawie wiceprezydent Bydgoszczy Maciej Grześkowiak oraz wiceprezes Polskiego Związku Tenisowego Piotr Szkiełkowski. "Bydgoszcz obrała już jakiś czas temu strategię opartą na dwóch filarach. Pierwszym jest kultura, a drugim sport, dlatego nawet przez moment się nie wahaliśmy, żeby wejść w ten +temat+ i podjąć się współpracy przy organizowaniu tego spotkania. Tenis ma w Bydgoszczy wieloletnią tradycję, a w tej chwili się odradza. Ta impreza potwierdzi też sens inwestowania w halę przez ostatnie lata" - powiedział Grześkowiak. Łuczniczka, której trybuny mogą pomieścić ponad 5,3 tys. kibiców, powstała w 2002 roku i jest własnością miasta, które ją utrzymuje. Od początku organizowane są w niej liczne imprezy sportowe, jak choćby mecze koszykówki, siatkówki czy mityngi lekkoatletyczne. "Jest to jedno z najważniejszych sportowych wydarzeń tego roku w kraju. Agnieszka Radwańska zagra w tym roku w Polsce tylko raz i to nie na jakimś turnieju, ale z Kim Clijsters. Hala należy do miasta, więc nie płacimy specjalnie za jej wynajęcie, bo to są nasze koszty płacone z budżetu. Jeżeli chodzi o pełne zaangażowanie miasta w całą imprezę to mówimy o kwocie sześciocyfrowej z dwójką na początku. Natomiast jeśli chodzi o podpisaną umowę z PZT to jest to również sześciocyfrowa" - dodał Grześkowiak. Ostateczne czteroosobowe składy drużyn zostaną ogłoszone w przyszły wtorek, a kapitan polskiej reprezentacji Tomasz Wiktorowski dokona wyboru z grona pięciu tenisistek: sióstr Agnieszki i Urszuli Radwańskich, Marty Domachowskiej oraz deblistek Klaudii Jans i Alicji Rosolskiej. Z wstępnych zapowiedzi kapitan Sabine Appelmans i belgijskiej federacji wynika, że do Bydgoszczy przyjadą na pewno Kim Clijsters, Yanina Wickmayer i Kirsten Flipkens oraz jedna zawodniczka sklasyfikowana nisko w rankingu WTA Tour. Rywalizacja toczyć się będzie na sztucznej nawierzchni twardej typu taraflex. "Clijsters gra tak samo dobrze na każdej nawierzchni, więc trudno znaleźć jej słaby punkt. Dlatego postanowiliśmy dobrać kort pod Agnieszkę, a ona najbardziej lubi trawę. Taraflex jest najbardziej do niej zbliżony, bo jest to nawierzchnia szybka, ale z niskim +kozłem+, czyli prawie jak trawa" - powiedział dyrektor działu wyszkolenia PZT Wojciech Andrzejewski. Polskie tenisistki nie otrzymają wynagrodzenia za występ w reprezentacji, ale PZT wcześniej sfinansował ich zimowe przygotowania do nowego sezonu. Na konferencję prasową została zaproszona Barbara Kowalska, która w 1966 wzięła udział w historycznym pierwszym występie reprezentacji Polski w Pucharze Federacji (obecnie Fed Cup) w Turynie, a także dwa lata później w Paryżu. "Minęły już 44 lata, a teraz wszystko wygląda inaczej niż wtedy i to nie tylko jeśli chodzi o otoczkę medialną czy organizacyjną. Pojechałyśmy do Turynu praktycznie bez pieniędzy, bo na miejscu odebrał nas jakiś Włoch i zawiózł do mieszkania, w którym nocowałyśmy. Okazało się, że to była jego garsoniera, a któregoś wieczoru pojawiła się tam jakaś jego znajoma i zrobiła nam awanturę, bo myślała, że sobie jakieś panienki do zabawy sprowadził" - powiedziała Kowalska. "Mam wiele zabawnych wspomnień, bo pani Tłoczyńska robiła nam na drutach specjalnie białe skarpetki, załatwiała białe sukienki do gry. Sponsorami turnieju w Turynie były firmy Martini i Fiat, więc byłyśmy na wycieczce w fabryce samochodów. Mogłyśmy nawet kupić auto za 400 dolarów, czyli z dużą zniżką, ale nie skorzystałyśmy z okazji, bo każda z nas miała w kieszeni po... jednym dolarze. Z Turynu dotarłyśmy do Rzymu, ale czekając na pociąg do Warszawy całą noc chodziłyśmy po mieście, bo nie miałyśmy zarezerwowanego noclegu" - dodała. W 1966 roku Polki wygrały z drużyną NRD w eliminacjach, ale w ćwierćfinale przegrały zdecydowanie z Czechosłowacją. Natomiast dwa lata później Puchar Federacji pokrył się ze strajkiem generalnym, który sparaliżował całą Francję. "To mógł być sukces, bo kilka ekip nie dotarło do Paryża przez ten strajk. Wygrałyśmy z Grecją, a w ćwierćfinale przeciwko Holandii miałyśmy meczbola w decydującym deblu. Niestety nie udało się. Naszą kapitan była wtedy Jadzia Jędrzejowska" - wspominała Kowalska. W ubiegłym roku Polki pokonały w Gdyni Japonię 3:2 i po raz pierwszy w historii awansowały do grona ośmiu zespołów w Grupie Światowej II, będącej bezpośrednim zapleczem dla ośmiu ekip walczących o główne trofeum. Zwycięzca spotkania w Bydgoszczy będzie walczył w barażach o wejście do Grupy Światowej I, a przegrany bronił się przed spadkiem do rozgrywek strefowych.