Dla Anett Kontaveit ostatnie miesiące były niezwykle trudne. Jeszcze w połowie zeszłego roku Estonka była drugą zawodniczką na liście rankingowej WTA - miała przed sobą tylko niesamowitą Igę Świątek. Już wtedy jednak miała problemy ze stabilizacją formy. W lipcu dotarła do finału turnieju w Hamburgu, to samo powtórzyła we wrześniu w Tallinnie. W wielkich imprezach, turniejach Wielkiego Szlema czy WTA 1000, zawodziła, co spowodowało, że zabrakło jej punktów by zakwalifikować się do kończącego sezonu WTA Finals w Fort Worth. I wówczas mocno osunęła się w rankingu, wypadła z czołowej dziesiątki. Wielkie problemy Anett Kontaveit. Nie udało się wrócić do formy jesienią, nie udalo się zimą Tyle że Kontaveit grała z problemami zdrowotnymi, poddała m.in. spotkanie w Ostrawie z Terezą Martincovą na początku października - po nim nie wróciła już na kort. Podleczyła się, szukała szczęścia w styczniu na Antypodach, próbowała za wszelką cenę ratować swój spadający ranking. Nie udało się, szybko pożegnała się z turniejami w Adelajdzie, a w Melbourne zastopowała ją Magda Linette, która właśnie wtedy osiągnęła życiową formę. 27-letnia tenisistka spróbowała jeszcze zagrać w Abu Zabi, pokonała nawet Shuai Zhang, ale już w trzecim secie kolejnego meczu z Shelby Rogers zeszła z kortu. Sytuacja była poważna, Kontaveit miała wielkie problemy z plecami. - Czułam ból pleców w większości spotkań które rozgrywałam od października. Próbowałam sobie pomóc na tyle, ile to możliwe, ale z jakiegoś powodu problem wracał za każdym razem, gdy grałam o stawkę - wyjaśniała w mediach społecznościowych. Przerwa Estonki trwała dwa miesiące - Kontaveit spadła w tym czasie do siódmej dziesiątki rankingu WTA, a przecież nie mogła "zamrozić" sobie rankingu. Nie zdecydowała się na to na początku października, a później było to już nieopłacalne. Wróciła na kort na początku tego tygodnia - chciała pomóc swojej reprezentacji awansować do wyższej grupy Billie Jean King Cup. Warunkiem było wygranie zmagań grupowych w Oeiras w Portugalii, gdzie startowały m.in. tak egzotyczne w tenisie reprezentacje Kosowa, Malty czy Irlandii. Brakowało Kanepi, Kontaveit ratowała Estonię Estonki i tak nie występowały w najmocniejszym składzie, z gry zrezygnowała Kaia Kanepi, blisko 38-letnia weteranka, która na początku rok zajmowała jeszcze 31. miejsce w rankingu WTA. W pięciu ostatnich turniejach przegrywała jednak pierwsze pojedynki, coś się w jej grze zacięło. Kontaveit wspomagała więc Elena Małygina, zawodniczka zajmująca 371. pozycję na listach światowych. To wystarczało jednak do zwycięstw - Estonia wygrywała bowiem kolejne spotkania. Kluczowa była gra Kontaveit, która w świetnym stylu wróciła na kort - w starciach z Isabelle Kruger z RPA, Arlindą Rushiti z Kosowa i Justiną Mikulskite z Littwy przegrała zaledwie sześć gemów w sześciu setach. - To był dla mnie swego rodzaju sprawdzian, bo nie grałam od dawna. Póki co nie odczuwam problemów z plecami. Jestem zadowolona - mówiła na konferencji prasowej. Wielki zawód w decydującym spotkaniu. Stawką był awans Tyle że kluczowy mecz odbył się dzisiaj - stawką pojedynku z Grecją był awans do jesiennych baraży o miejsce w elicie, w których - po porażce z Kazachstanem - wystąpi także Polska. W zespole rywalek brakowało Marii Sakkari, była za to Valentini Grammatikopoulou, którą ledwie tydzień temu w ćwierćfinale turnieju ITF W25 na Sardynii ograła Weronika Falkowska. Grammatikopoulou pokonała 6-2, 6-4 Małyginę, więc Estonia znalazła się pod ścianą. Kontaveit miała, zgodnie z planem, wyrównać na 1-1, a później zagrać w deblu o zwycięstwo w całym meczu. Tyle że liderka kadry Estonii doznała sensacyjnej porażki z Greczynką Despina Papamichail, dopiero 151. zawodniczką w rankingu WTA. Kontaveit grała fatalnie, przegrywała w pierwszym secie już 0-5 i dopiero wtedy zdołała wygrać dwa gemy. W drugim szło jej lepiej, prowadziła nawet 4-3, ale w dziewiątym gemie została przełamana i po 88 minutach przegrała całe spotkania 2-6, 4-6. Estonia przegrała więc całe spotkanie, debel już się nie odbył. Dla Anett Kontaveit była to pierwsza tak bolesna przegrana od czerwca 2019 roku, gdy w Eastbourne przegrała z nisko notowaną Niemką Anną Leną Friedsam. Później unikała już podobnych wpadek - porażek z zawodniczkami spoza TOP-100 rankingu WTA. Wyjątkiem było wrześniowe spotkanie z Sereną Williams, gdy Amerykanka kończyła w US Open swoją karierę. Tyle że nawet kończąca karierę amerykańska legenda to inna zawodniczka niż znana wyłącznie koneserom tenisa 30-latka z Grecji...