Według pierwszych planów organizatorów Mutua Madrid Open, dwa ćwierćfinały miały się odbyć we wtorek, a pozostałe dwa w środę. Poniedziałkowy blackout sprawił jednak, że kalendarz się nieco zmienił. W środę kibice na Caja Magica zobaczyli więc osiem najlepszych zawodniczek w akcji - i na pewno nie mogli być rozczarowani. Iga Świątek i Madison Keys stworzyły widowisko o dwóch obliczach, pierwszego seta 6:0 wygrała Amerykanka, ale kolejne wyszarpała 23-latka z Raszyna (6:3, 6:2). Później Coco Gauff i Mirra Andriejewa "biły się" do końca pierwszej partii, a drugą już gładko wygrała Amerykanka (7:5, 6:1). A zaraz po niej Elina Switolina rozprawiła się w niecałą godzinę z rewelacją turnieju - Japonką Moyuką Uchijimą (6:2, 6:1). Tą wisienką miał być jednak bój Aryny Sabalenki z Martą Kostiuk. I był, stworzyły pasjonujące widowisko. Mimo, że Ukrainka wcześniej nie wygrała z liderką rankingu nawet seta. WTA Madryt. Aryna Sabalenka kontra Marta Kostiuk. Liderka rankingu w opałach, seria break pointów rywalki Sabalenka zaczęła to spotkanie tak, jakby od niego zależała cała jej kariera. Była niezwykle spięta, zwłaszcza w swoich gemach serwisowych. Nie przebierała w środkach, uderzała mocno albo bardzo mocno, a przy serwisach, jak za dawnych czasów, królowała siła, a nie rotacja czy zmiana tempa. Kostiuk nie była dłużna, choć znajdując się w defensywie, często szukała rozwiązania w slajsach. Obie od początku tworzyły widowisko, które ogląda się z wypiekami, pełne napięcia. Bo też nie ma miłości między zawodniczkami z Ukrainy, a tymi z Rosji i Bialorusi. Dodatkową rolę odgrywał wiatr, trochę jednak mający wpływ na zagrania obu gwiazd. Sabalenka byłe nerwowa, reagowała emocjonalnie, ale przecież emocje widać było w zachowaniu jej rywalki. Niemniej to Białorusinka musiała bronić trzech break pointów w trzecim gemie, trzech w piątym i dwóch w siódmym. Tak jak w starciu z Payton Stearns we wtorek, wyszła obronną ręką. Kapitalnie w tych najtrudniejszych momentach serwowała, to był jej największy atut Właściwie tylko w drugiej sytuacji w piątym gemie Kostiuk miała szansę na breaka, ale nie zdołała minąć rywalki przy siatce. Bój o półfinał na Manolo Santana Stadium. Przełamanie dla Kostiuk, zaraz riposta. Decydował tie-break W siódmym gemie Kostiuk wywalczyła dwie kolejne szanse, i to po sobie. Na stronę równowagi Aryna zagrała znakomicie, return nie wrócił na pole gry. A na stronę przewagi jeszcze lepiej, choć teraz Ukrainka zdołała się wybronić. Z głębokiej defensywy nie wyszła jednak zwycięsko, ten gem zakończył się tak jak trzy wcześniejsze, gdy podawała Sabalenka. W dziewiątym gemie było 15-40, gdy nagle do Kostiuk krzyknęła jej trenerka. - Na zewnątrz - podpowiedziała z boksu Sandra Zaniewska. Miała rację, to tam posłała piłkę Białorusinka. Siła tego uderzenia była jednak tak wielka, że Kostiuk nie zdołała odpowiedzieć. Ale już za chwilę się w końcu udało, return był pod końcową linię, a forhendem załatwiła sobie pierwsze prowadzenie - 5:4. Widać było potężną radość u Ukrainki, w tym zaciętym spotkaniu, które trwało już 58 minut, to mógł być przełomowy moment. Liderka rankingu WTA postawiła w tej sytuacji wszystko na jedną kartę - albo wóz, albo przewóz. Pierwszą akcję wygrała, w drugiej też była blisko, gdy Kostiuk minęła ją forhendowym krosem. Później Ukrainkę zawiódł serwis, Białorusinkę - skrót. Emocje buzowały u obu, to Sabalenka wywalczyła sobie szansę na odrobienie strat, a już chwilę później jej rywalka miała piłkę setową. A później znów nastały udane akcji Aryny, która jednak dopięła swego, po kapitalnej wymianie z obu stron, zakończonej udanym skrótem. Minęło 65 minut gry w tym secie, wciąż obie były tak samo daleko od sukcesu (5:5). Wydawało się, że w takiej sytuacji najsprawiedliwszym rozwiązaniem byłby tie-break. Tymczasem Sabalenka wywalczyła w 12. gemie piłkę setową. Jak odpowiedziała Kostiuk? Świetną akcją wzdłuż linii, później asem, wreszcie udanym drajwem. I jednak doszło do tego 13. gema. Sabalenka w tym roku zagrała tylko trzy tie-breaki, dwa w Australii wygrała, ale tego ostatniego - w Dosze z Jekateriną Aleksandrową - już nie. I przegrała mecz, bo to działo się w trzecim secie. Przy zmianie stron było jeszcze 3-3, później Kostiuk się pogubiła. Sabalenka miała trzy piłki setowe, drugą z nich wykorzystała. Mimo fantastycznej obrony Marty, która biegała z jednej strony na drugą. Nie dała jednak rady, po 85 minutach przegrała tego seta 6:7 (4-7). Powtórka thrillera w drugim secie. Kibice chcieli, by mecz trwał dalej. Sabalenka miała inny plan W drugiej partii Kostiuk bardzo szybko objęła upragnione, dwugemowe prowadzenie. I równie szybko je straciła. Nie było już tak intensywnie, choć oczywiście emocje dalej gościły na twarzach obu bohaterek. Teraz to jednak Ukrainka serwowała jako pierwsza, miała więc ten przywilej, że gdy wygrywała swoje gemy, Sabalenka była w trudnej sytuacji. Co tu jednak dużo mówić, liderka rankingu grała spokojniej, ale to nie znaczyło, że zyskiwała przewagę. I tak dotrwały do stanu 5:5, gdy w końcu Sabalenka zdołała przełamać opór rywalki. Ten break mógł mieć kolosalne znaczenie, wystarczyło już tylko domknąć mecz przy własnym podaniu. Sabalenka miała więc 6:5 i 30-30, gdy serwisem wywalczyła sobie piłkę meczową. I ją przegrała, jej atak wzdłuż linii okazał się niecelny. Za moment to Kostiuk dostała swoją 12. w meczu szansę na przełamanie - i doprowadzenie do tie-breaka. Sposób Aryny? Wygrywający serwis, nie było czego zbierać. Za chwilę Kostiuk wywalczyła kolejną szansę, rozegrała akcję jak wielka mistrzyni, a nie zawodniczka z 36. miejsca w rankingu WTA. I teraz ją wykorzystała, znów decydował więc tie-break. A w nim sytuacja się powtórzyła, po pierwszych sześciu akcjach był remis 3-3. Po zmianie stron tym razem Kostiuk jednak "nie przespała", wygrała punkt na 4-3, za chwilę miała atak na 5-3. Nie trafiła, zabrakło kilku centymetrów. Za chwilę Sabalenka domagała się zamknięcia dachu, gdy przegrywała 4-5, bo rzeczywiście - mocniej już padało. I swoje wywalczyła, nastąpiła przerwa, co zirytowało Kostiuk, bo dodatkowo Sabalenka dostała jeszcze możliwość powtórzenia serwisu. Wrzało na linii zawodniczka - sędzia Jennifer Zhang, to mogło zaszkodzić Ukraince. A nie zaszkodziło, po 10 minutach grę wznowiono, Ukrainka wywalczyła dwie piłki setowe. Jedną przegrała, ale następną miała przy swoim serwisie. Pierwszy ją zawiódł, po drugim toczyła długą wymianę. I ją przegrała, zrobiło się 6-6. Po 150 minutach gry Sabalence brakowało dwóch punktów do awansu. A później Kostiuk miała drugą piłkę setową, Sabalenka świetnie zagrała kolejną akcję. I po równie pięknej wywalczyła drugiego meczbola. I tym razem dopięła swego, Kostiuk zagrała forhend w siatkę, przegrała mecz 6:7 (3), 6:7 (7). W czwartek, nie przed godz. 21.30, Sabalenka zagra o finał w Madrycie z inną Ukrainką: Eliną Switoliną. Wcześniej, nie przed godz. 16, na kort wyjdą Iga Świątek i Coco Gauff.