Aryna Sabalenka, bez wątpienia najlepsza obecnie tenisistka świata, pragnęła tej wiosny powtórzyć wielki wyczyn Igi Świątek z poprzedniego sezonu. Polka wygrała na mączce wielkie turnieje w Madrycie, Rzymie i Paryżu, była wtedy w szczycie swojej formy. Miała gigantyczną przewagę w rankingu, mniej więcej taką, jak Aryna ma nad resztą w tym roku. 27-latka z Mińska wygrała najpierw Mutua Madrid Open, była faworytką w Rzymie. I w ćwierćfinale wpadła na Qinwen Zheng, z którą wygrała sześć wcześniejszych potyczek. A na Foro Italico jednak przegrała, dość wyraźnie. Chinka pokazała, że wraca do wysokiej formy z poprzedniej jesieni, teraz w Paryżu też zameldowała się w ćwierćfinale. Na szczęśliwych dla niej kortach, na których wygrała już 10 spotkań z rzędu, zdobyła olimpijskie złoto. Court Philippe-Chatrier był obiektem pierwszej ćwierćfinałowej potyczki w rywalizacji pań, rewanżu za tamten mecz w Rzymie. Faworytką była oczywiście Sabalenka, ale już nie tak wyraźną jak trzy tygodnie temu w Rzymie. Na wynik tego spotkania czekały już Iga Świątek i Elina Switolina - miał wyłonić rywalkę w półfinale dla jednej z nich. Roland Garros. Aryna Sabalenka przed szansą na drugi półfinał w Paryżu. I z bilansem 6:1 z Qinwen Zheng We wtorek na Court Philippe-Chatrier warunki dla tenisistek były dość trudne, mocno wiało. Widać było, że większe kłopoty ta pogoda sprawia Sabalence, o ona miała problem z wyczuciem piłki, jej zachowania po odbiciu. Białorusinka wygrała co prawda swojego gema serwisowego, ale później została kompletnie zaskoczona przez Chinkę. Qinwen świetnie serwuje, do tego w ostatnich miesiącach już się przyzwyczailiśmy. Wygrała dwa pierwsze swoje gemy, w których podawała. Ale ważniejsze wydarzenie nastąpiło miedzy nimi - Sabalenka została przełamana. A gdy grały niedawno w Rzymie, sama nie wywalczyła żadnego breaka w całym spotkaniu. Już tylko to dawało Qinwen ogromną zaliczkę w kontekście triumfu w pierwszej partii. Aryna przegrywała więc 1:3, ale ważniejsze było to, że na tle rywalki wyglądała znacznie gorzej. Popełniała zasadniczy błąd: stała za daleko za linią końcową, nie była w stanie nadążać do mocnych zagrań mistrzyni olimpijskiej. Chinka zrobiła spore postępy w poruszaniu się po korcie, była w stanie wywierać ogromną presję na Sabalence, ale wciąż ma jednak problemy, gdy już dobiegnie do siatki. Spokojnie mogła wywalczyć kolejne przełamanie, w siódmym gemie, już na 5:2, ale zepsuła właśnie dwie proste akcje, mając wszystko podane już na tacy. I Białorusinka wciąż była w grze o triumf w tym secie. Chinka miała czego żałować, bo zamiast posiadać już ogromny zapas, za chwilę została z niczym. Prowadziła 30-15 i popełniła dwa podwójne błędy serwisowe. A jakby na złość, przy break poincie pierwsze podanie też nie zadziałało, a po drugim akcję wygrała Aryna. I wyrównała na 4:4. W tej końcówce seta liderka rankingu WTA wyglądała nieco pewniej, Chinka jakby straciła trochę pewności siebie. Sabalenka jednak częściej irytowała się po swoich decyzjach. I to Białorusinka miała piłkę setową, po kuriozalnej decyzji Qinwen. Chinka przerwała nagle akcję, uznała, że piłka odbiła się poza polem gry. A pani sędzia Paula Vieira Souza zeszła ze stołka, obejrzała ślad i uznała, że kontakt z linią był. Popełniła błąd, skrzywdziła Azjatkę. Niemniej Zheng się wybroniła w kolejnej akcji, w bardzo trudnej sytuacji. A później doprowadziła do tie-breaka. W nim Qinwen miała już przewagę minibreaka, prowadziła 2-0. A później kibice na Philippe-Chatrier oglądali koncert Aryny, która zachowała większość odporność. Zdobyła cztery punkty z rzędu, później popisała się jeszcze asem. I wygrała 7-3. Świątek jeszcze nie wyszła na kort, a mecz ze Switoliną już "rozstrzygnięty". Komunikat dla Sabalenki Sabalenka z zaliczką, ostatnia szansa Qinwen Zheng. Wielkie emocje w tenisowym sercu Stade Roland Garros Chinka miała o czym myśleć po tym secie, zmarnowała ogromną zaliczkę, a miała przecież w górze piłkę na 5:2, z podwójnym przełamaniem. Nie podłamała się, dość pewnie wygrała dwa swoje pierwsze gemy serwisowe, a w tych obu Sabalenki prowadziła po 30-0. Białorusince w kluczowych momentach pomagał jednak serwis, wyszła z opresji. Zheng zaś nie dała rady, gdy pojawiły się break pointy dla rywalki w piątym gemie. Ten drugi dał Białorusince przełamanie, po kapitalnym returnie. Aryna miała już autostradę do drugiego w karierze półfinału w Paryżu. Tymczasem po kolejnym gemie znów był remis, 3:3. Przy dużej kontrowersji, bo obie znalazły się przy siatce, Chinka atakowała, ale Sabalenka zdołała odbić piłkę. Ta leciała długo, wolno, spadła przy bocznej linii. Sędzia boczny nie wykrzyknął autu, ale Qinwen zawołała brazylijską panią arbiter. I ta jednak aut potwierdziła, co wywołało nerwową reakcję u Sabalenki. W takich sytuacjach Arynie przeważnie dodatkowe emocje pomagają, rzadziej przeszkadzają. Za chwilę znów wywalczyła breaka, do zera. Serwis Zheng już nie funkcjonował, nie było nawet porównania do tego z początku meczu. Tym razem liderka rankingu WTA nie pozwoliła na dodatkowe emocje, podwyższyła na 5:3. A całe spotkanie wygrała 7:6 (3), 6:3. W czwartkowym półfinale, po godz. 15, Sabalenka powalczy o finał z lepszą z pary Iga Świątek - Elina Switolina.