Po piątkowym zwycięstwie w Walencji nad utalentowaną Serbką Mią Ristić, Katarzyna Kawa zapewniła sobie najważniejszy cel na początek przyszłego roku - prawo startu w kwalifikacjach Australian Open. Jej dzisiejsza rywalka, Jacqueline Cristian, walczy "niemal" o to samo. Różnica polega na tym, że Polka musi przejść trzy rundy, by znaleźć się w głównej drabince, Rumunka zaś chce tego uniknąć. Zgłaszając się do rywalizacji w Walencji, była 101. na liście WTA. Wygrywając z Polką, wskakiwała w wirtualnym rankingu już na 89. pozycję. A że żadnych punktów w najbliższych tygodniach nie straci, dałoby to jej praktycznie pewność gry w Melbourne w głównych zmaganiach. Kawa miała za sobą w Walencji bardzo nieudany początek, bo pierwszego seta w meczu z Darją Semenistają przegrała 0:6, ale i dalszą świetną serię sześciu kolejnych wygranych partii. W ostatnich tygodniach radziła sobie z lepszymi tenisistkami niż Cristian, choćby z Anną Karoliną Schmiedlovą w Lublanie czy Martiną Trevisan w Monastyrze, mogła więc myśleć o kolejnej niespodziance. Fachowcy wyżej oceniali jednak szanse Rumunki, w tym roku pokonała m.in. Sloane Stephens czy Marie Bouzkovą. A w Hiszpanii czuła się znakomicie - w trzech meczach rywalki "wyrwały" jej zaledwie siedem gemów. Przekonała się o tym zresztą Kawa. Szturm Rumunki, Katarzyna Kawa całkowicie bezradna. Sześć wygranych punktów w... secie Polka nie miała bowiem nic do powiedzenia, w pierwszym secie wygrała zaledwie sześć piłek, dwie we własnych gemach serwisowych. Nie miała ani jednego momentu, w którym byłaby w stanie jakoś poważniej zestresować rywalkę. Owszem, Cristian grała solidnie, momentami nawet bardzo dobrze, ale też i Polka popełniała całą masę błędów. Jakby miała już świadomość, że to nie jest jej dzień. Podobnie było jednak w pierwszej rundzie, wtedy 31-letnia zawodniczka z Krynicy-Zdrój, po krótkiej przerwie, była w stanie odwrócić losy meczu. Teraz też zdecydowała się na przerwę toaletową, ale Rumunka szybko ruszyła do szturmu. Pierwszego gema wygrała "na sucho", do zera, w drugim to powtórzyła, Polka trzy razy "nie zmieściła" się z piłką w korcie. Pierwsza udana akcja Kawy, skończona ładnym atakiem, miała miejsce przy stanie 40:15 dla Cristian w trzecim gemie. Tyle że zaraz Rumunka asem w sam narożnik kara zapisała na swoim koncie dziewiątego gema z rzędu. By tylko uniknąć "rowera". Polka broniła się przed tenisowym pogromem Polka walczyła już de facto nie o zwycięstwo, ale by po raz pierwszy w karierze nie przegrać meczu w zawodowym turnieju "rowerem". Sama 6:0, 6:0 już wygrywała pięciokrotnie, po raz ostatni pięć lat temu w Brunszwiku z Niemką Samanthą Brdys. Rumunka jednak nie odpuszczała, walczyła o każdą piłkę, wciąż atakowała pierwszy serwis Polki, do tego świetnie poruszała się po korcie. Widać było, że czuje się znakomicie. Sama w styczniu była w takiej sytuacji jak teraz Polka, w Australian Open. Przegrywała z Jessicą Pegulą 0:6, 0:3, gdy zdołała ugrać honorowego gema. Taka okazja dla kryniczanki pojawiła się jednak w piątym gemie - Polka wygrała pierwszą akcję, w drugiej Cristian, po dłuższej wymianie, posłała piłkę w siatkę. Przy stanie 15:30 Kawa zaryzykowała returnem, ale nie trafiła w pole gry. Dostała jednak break pointa, po wyrzuconym forhendzie rywalki. I z okazji skorzystała, Cristian jeszcze raz popełniła błąd, tym razem po "ciętym" returnie Kawy. Wygrany przez Polkę gem niewiele oczywiście zmienił w jej pozycji w całym spotkaniu, nawet kolejny, już przy własnym podaniu. Co najwyżej znów zmobilizował rywalkę, która wygrała osiem ostatnich akcji w tym spotkaniu. Po ostatniej, gdy Kawa nie zdołała odpowiedzieć na return rywalki, Polka pogratulowała rywalce i szybko opuściła kort. O tym spotkaniu pewnie będzie chciała zapomnieć, choć przecież cały turniej był bardzo udany. Kawa zdobyła bowiem 50 punktów rankingowych i w poniedziałek, po 13-miesięcznej przerwie, znów zagości w TOP-200 światowego rankingu. Turniej ITF W100 w Walencji, korty ziemne. Półfinał singla Jaqueline Cristian (Rumunia, 3) - Katarzyna Kawa (Polska) 6:0, 6:2.