Dokładnie rok temu, na początku kwietnia, Weronika Falkowska była w trzeciej setce rankingu WTA, dotarła do półfinału turnieju ITF w Santa Margherita di Pula na Sardynii, a po tygodniu reprezentowała Polskę w wyjazdowym meczu Billie Jean King Cup w Astanie. Mało tego, zagrała na mączce przeciwko Jelenie Rybakinie - postawiła duży opór słynnej rywalce na jej terenie. I choć przegrała 3:6, 4:6, to zebrała sporo pochwał. Ten mecz nie był jednak żadnym przełomem w karierze warszawianki, nie sprawił, że Falkowska nagle zaczęła piąć się w rankingu. Owszem, wygrała jeszcze jeden turniej ITF w Austrii, ale to wszystko. Zdecydowanie lepiej było w grze podwójnej, ale ona na poziomie setnego miejsca na światowej liście nie pozwoli finansowo się utrzymać. I co gorsza, w ostatnich tygodniach jest jeszcze gorzej. Falkowska zaczęła bowiem ten sezon źle, mówimy znów o singlu. Nie przeszła kwalifikacji w Porto i Trnawie, przegrywała pierwsze spotkania w głównych drabinkach w Wesley Chapel w USA i w Solarino. Zwykle z zawodniczkami niżej notowanymi, a przecież Polka potrzebuje punktów jak mało kto. Za chwilę straci dorobek za Sardynię, znów może spaść w rankingu. Stąd wyjazd do Burundi na dwa turnieje ITF W35 wydawał się być dobrym rozwiązaniem. Obsada gorsza niż w europejskich zmaganiach, Falkowska dostała też piąty numer rozstawienia w drabince. Tylko że wylosowała nieszczególnie dobrze, bo choć Francuzka Alice Tobello jest od niej niżej notowana, to ostatnio na mączce radzi sobie znakomicie. Wygrała turniej w Le Havre, była w półfinałach w Monastyrze i Hammamet. Świetna końcówka pierwszego seta dla Weroniki Falkowskiej. W drugiej było równo, aż nagle zrobiło się ciemno I to Francuzka lepiej weszła w to spotkanie, prowadziła z przełamaniem już 4:1. Polka wpadła w pozytywny trans, odrobiła straty, w gemie na 4:4 zaliczyła aż trzy asy. Znalazła sposób na rywalkę przy swoim podaniu - zagrywała mocny wyrzucający serwis na zewnątrz, Tobello mocno się tu gubiła. I pogubiła się też w kolejnym gemie, przy równowadze popełniła podwójny błąd, a za moment wyrzuciła piłkę dalko w aut. Falkowska wygrała tę partię 6:4, w drugiej prowadziła już 2:1, z przełamaniem. Niebo nad Bużumburą, miastem nad Jeziorem Tanganika, stawało się coraz ciemniejsze, aż w końcu, w szóstym gemie - lunął deszcz. Momentalnie kort stał się mokry, zawodniczki uciekły do szatni. Falkowska w tym momencie przegrywała 2:3 i 15:40, zdołała jednak wygrać tego gema. Później był cios za cios, obie wygrywały swoje gemy serwisowe, choć Polka musiała bronić przy stanie 4:5 piłki setowej. Doszło do tie-breaka, a w nim - przy wyniku 0:1 - do kontrowersyjnej sytuacji. Polka uważała, że piłka po zagraniu Francuzki była autowa, sędzia miała inne zdanie. Zeszła na kort, obejrzała linię, uznała, że punkt należy się Tobello. Zdenerwowana Polka zaczęła popełniać masę błędów, za chwilę przegrywała już 0:6. I po zmianie stron przegrała też całą partię. Doszło więc do decydującej rozgrywki, w której serwis nie był już atutem Falkowskiej. A mimo to wyszła ze stanu 0:3, później 4:5 czy 5:6, choć podawała rywalka. Ponownie rozstrzygał tie-break, który nie toczył się po myśli Polki. Przegrywała 0:3, później 2:5, wreszcie 3:6. Przy podaniu Tobello obroniła dwa meczbole, ale gdy sama dostała piłkę do ręki, wyrównać nie zdołała. Przegrała 5:7, zarazem też całe blisko trzygodzinne spotkanie. Lepiej poszło jej w deblu, gdzie wspólnie z Holenderką Stephanie Visscher są rozstawione z dwójką. W środę wygrały z parą Maelys Bougrat (Francja)/Emma Van Poppel (Holandia) 6:4, 6:3. Turniej ITF W35 w Bużumburze (korty ziemne). Pierwsza runda Alice Tobello (Francja) - Weronika Falkowska (Polska, 5) 4:6, 7:6 (1), 7:6 (5).