O 21-letniej Ginie Feistel do niedawna słyszeli tylko nieliczni kibice polskiego tenisa. I to zapewne głównie dlatego, że półtora roku temu zdecydowała się grać dla Polski, bo wcześniej reprezentowała Niemcy. Jej matka, Magdalena Mróz-Feistel, była wielokrotną mistrzynią naszego kraju, ale w końcowych latach kariery grała już w lidze niemieckiej. Tam też urodziła się Gina, która bardzo długo nie była w stanie przebić pewnego pułapu w zawodowym tourze. Grała w malutkich turniejach, rzadko przedostawała się do dalszych etapów. Aż wreszcie nieco ponad miesiąc temu nastąpił przełom. 16 meczów od połowy kwietnia. Kariera Giny Feistel mocno przyspieszyła w ostatnich tygodniach NA Gran Canarii wygrała najmniejszy z możliwych turniejów (ITF W15), ale później zaczęła próbować sił w dużo lepszych turniejach. Ze znacznie lepszą obsadą, większymi nagrodami, ale i większą zdobyczą punktową, która przecież wpływa na miejsce w rankingu WTA. W Wiesbaden pokonała już tenisistki z początku trzeciej i czwartej setki rankingu, dobrze było też w słoweńskiej miejscowości Otocec. Teraz wróciła do Niemiec - rywalizuje w zawodach W50 w miejscowości Troisdorf. Tam pula nagród wynosi 40 tys. dolarów, a ewentualne dojście do ćwierćfinału czy półfinału znów może dać skok o kilkadziesiąt pozycji. 21-letnia tenisistka Grunwaldu Poznań musiała jednak zaczynać od eliminacji - w poniedziałek rozbiła w nich w pierwszej rundzie blisko 19-letnią Dunkę Sarafinę Olivię Hansen 6:0, 6:0. W niecałą godzinę, co w turniejach ITF zwykle jest rzadkością, szczególnie w eliminacjach. Tu zawodniczki same chodzą po piłki, zbierają je z kortu. Dziś zmierzyła się z Belgijką Tilwith Di Girolami i choć była faworytką, to dość szybko okazało się, że o żadnym spacerze nie będzie mowy. Spacerek w poniedziałek, ciężka przeprawa już we wtorek. Polka była o mały krok od porażki Mało tego, reprezentantka Polski była o maleńki kroczek od pożegnania się z zawodami. Przegrała pierwszego seta gładko, 2:6. Przy podaniu rywalki nie miała choćby jednej szansy na przełamanie, a to już źle wróżyło. W końcu Polka wywalczyła breaka, odskoczyła w drugiej partii na 3:0, ale już za moment całą tę zaliczkę straciła. Zaczęły się istne "ciężary" na korcie. Od stanu 4:4 Feistel zaczęła jednak dominować, w dwóch ostatnich gemach tego seta straciła zaledwie jeden punkt, doprowadziła do decydującej rozgrywki. A dramaturgią z trzeciej partii można obdzielić kilka spotkań. Feistel po szalenie zaciętym gemie przegrywała już 3:5, wygrała kolejnego swojego, ale to wciąż było za mało. Rywalka serwowała po awans, miała dwie piłki meczowe, to Polka jednak zadała trzy ostatnie ciosy. I wyrównała stan meczu na 5:5. Ostatecznie o awansie rozstrzygnął tie-break - Polka zaczęła go fenomenalnie, zdobyła pięć pierwszych punktów. I takiej zaliczki nie mogła już stracić. Wygrała 2:6, 6:4, 7:6 (3), w środę zagra w głównej części zawodów. I znów ma szansę mocno awansować w rankingu WTA, a przecież od niedawna jest w nim wśród pięciuset najlepszych tenisistek świata.