Rację miał trener reprezentacji Polski w tenisie do lat 12, Adam Molenda gdy w wywiadzie dla Interii upatrywał w Serbii najgroźniejszego rywala do swych zawodniczek. Dzisiejszy mecz z zawodniczkami z Bałkanów był bardzo dramatyczny i zakończył się niestety przegraną Biało-Czerwonych 1:2. - Chciałem dać odpocząć Zuzi Giżewskiej, która w piątek grała bardzo długo, tak aby była gotowa na niedzielę, dlatego do pierwszego z singli wystawiłem Antoninę Snochowską. Tosia prowadziła 5:4 i miała piłkę setową, ostatecznie przegrała 5:7 z Eną Ilić. W drugim secie niestety popłynęła, ulegając 0:6 - mówi nam trener Adam Molenda. W drugim singlu Maja Schweika odprawiła serbską rywalkę, Andreę Popović - 6:1, 6:1. - Nie było czego zbierać. Serbka była bardzo silna, ale Maja to klasa sama w sobie - to najlepsza uczestniczka tego turnieju - chwali naszą "rakietę nr 1", polski szkoleniowiec. - Debel zaczęliśmy bardzo dobrze. Pierwszy set po naszej myśli - 6:4. Potem poziom koncentracji poszedł w dół, błędy, niewykorzystane smecze, woleje, przegrywamy tego seta. Super tie-break to niestety loteria, były zwroty akcji, niestety ulegamy 7:10. Jutro gramy z Łotwą o wejście do francuskich finałów mistrzostw Europy. To właściwie na jedno wychodzi czy gramy z Łotwą czy Wielką Brytanią, to drużyny na wyrównanym poziomie. Optymistyczne jest to, że nasza najlepsza zawodniczka Maja Schweika już wygrywała z najlepszą z Łotyszek, którą jest Keisija Berezina. Na pewno się nie poddamy bez walki - zapewnia trener reprezentacji Polski, Adam Molenda. Maciej Słomiński, Interia