Dramat dwukrotnej mistrzyni AO tuż przed turniejem. Polka ogłosiła koniec
Wiktoria Azarenka wciąż jest tenisistką, która może sporo namieszać w kobiecej rywalizacji, a zwłaszcza - w australijskich turniejach. Tu przed laty dwukrotnie wygrywała zmagania w Wielkim Szlemie w Melbourne, dwukrotnie triumfowała też w Brisbane, pierwszy raz: w 2009 roku. Kolejnego teraz nie będzie, a i gra w Australian Open stanęła pod znakiem zapytania. Wszystko za sprawą urazu kolana w starciu z Marie Bouzkovą. Białorusinka walczyła do końca, cierpiała, ale w końcu polska arbiter Marta Mrozińska oznajmiła awans Czeszki.
W Nowy Rok Wiktoria Azarenka pokonała w pierwszej rundzie zmagań WTA 500 w Brisbane zdolną Australijkę Mayę Joint, świetnie znaną Mai Chwalińskiej, bo w zeszłym sezonie kilka razy ograła Polkę na różnych nawierzchniach. Białorusinka długo się męczyła, wygrała po trzysetowej batalii, ale też zapisała na swoim koncie niezwykłe osiągnięcie.
Wygrała bowiem mecz w profesjonalnym turnieju w 23. kolejnym sezonie. Zaczęła jesienią 2003 roku w dwóch turniejach ITF w Izraelu, w obu przeszła kwalifikacje, ale odpadała po pierwszych starciach w głównych drabinkach. Miała 14 lat i piękną karierę przed sobą. Karierę, w której była liderką rankingu WTA, i w której wygrała 21 tytułów singlowych, w tym dwa wielkoszlemowe: oba w Melbourne.
Zarazem wciąż nie wiadomo, czy rozpoczęty właśnie sezon nie będzie czasem jej ostatnim. Wkrótce skończy 36 lat, a i kłopoty zdrowotne dają znać o sobie.
WTA 500 w Brisbane. Kontuzja Wiktorii Azarenki już na początku meczu z Marie Bouzkovą. Nie poddała jednak spotkania
W czwartek rozstawiona z 10-tką Azarenka walczyła o ćwierćfinał w Brisbane z Marie Bouzkovą. Już na początku drugiego gema, biegnąc do piłki, na twarzy Białorusinki pojawił się mocny grymas bólu. Poprosiła o przerwę medyczną, po gemie, przy stanie 0:2, dostała wsparcie fizjoterapeutyczne. Tyle że sytuacja nie wyglądała dobrze, kontuzja kolana zawsze może mieć poważne następstwa, a Azarenka nie należy do tenisistek, które grają do końca za wszelką cenę. Choćby jak jej rodaczka Aryna Sabalenka.
Można było więc oczekiwać, że prowadząca to spotkanie Marta Mrozińska zaraz ogłosi jego koniec.
Tyle że Azarenka, z otejpowanym kolanem, wróciła na kort. Miała problemy z dobieganiem do piłek zagrywanych na jej bekhend, ale Czeszka korzystała z tego zaskakująco rzadko. I nie przyspieszała gry, by utrudnić rywalce poruszanie się. Azarenka wyrównała na 3:3, zrzuciła opatrunek z kolana, podjęła walkę. Przegrała tego seta 3:6, mimo że Bouzkova też seryjnie popełniała błędy.
Czeszka nie potrafiła zdominować spotkania, zapewne dlatego właśnie Białorusinka nie chciała rezygnować. W Brisbane broni punktów za zeszłoroczny półfinał, wciąż miała szansę przynajmniej na dojście etap bliżej - i zainkasowanie 108 punktów rankingowych. A później, jeśli o półfinał przyszłoby jej walczyć z Aryną Sabalenką (czy Julią Putincewą) - i tak by mogła już odpuścić.
Bouzkova pomagała rywalce - w pierwszym gemie serwisowym popełniła dwa podwójne błędy, po dwóch miała już sześć niewymuszonych błędów. Azarenka prowadziła 2:0, po czym znów zabolało ją mocno kolano. Prowadziła do stanu 4:2, Bouzkova grała koszmarnie, w każdym gemie popełniała podwójne błędy. Nie by to mecz na miarę rangi tego turnieju.
Była mistrzyni Australian Open nie wytrzymała jednak, znów cierpiała. Biegała, ale momentami jakby w zwolnionym tempie. Przegrała cztery kolejne gemy i pożegnała się z turniejem. Marta Mrozińska powiedziała w końcu "Gem, set and match Marie Bouzkova". Po podwójnym błędzie Azarenki.
Decyzja o kontynuowaniu rywalizacji może mieć więc poważne konsekwencje - w kontekście rywalizacji w Melbourne.