Djoković bronił tytułu. Przed rokiem wygrał trzy turnieje wielkoszlemowe. Nie udało mu się tylko zwyciężyć w US Open, gdzie przegrał w finale z Daniłem Miedwiediewem. W tym sezonie radził sobie trochę gorzej, także z powodów pozasportowych. Nie został dopuszczony do startu w Australian Open, bo nie był zaszczepiony na koronawirusa. Z kolei w Rolandzie Garrosie zakończył swój udział na ćwierćfinale. Przegrał z późniejszym zwycięzcą tego turnieju, Rafaelem Nadalem. Hiszpan triumfował też w Melbourne, zostając samodzielnym rekordzistą pod względem wygranych turniejów wielkoszlemowych. Zrobił to 22 razy, a za jego plecami znajdowali się właśnie Djoković, i Roger Federer. Obaj mieli po 20 triumfów. Po zwycięstwie w Wimbledonie Serb zbliżył się do Nadala i samodzielnie znalazł się na drugiej pozycji. Był faworytem finału, bo mierzył się z absolutnym debiutantem na tym etapie, Nickiem Kyrgiosem. Australijczyk awansował do finału bez gry. W półfinale miał mierzyć się właśnie z Nadalem, ale przed meczem Hiszpan wycofał się z turnieju, z powodu kontuzji mięśni brzucha. Djoković trzeci raz z rzędu skutecznie odrobił straty Djoković mógł być bardziej zmęczony, bo potrzebował czterech setów, aby w półfinale pokonać Camerona Norriego, a wcześniej dopiero w pięciu setach uporał się z Jannikiem Sinnerem. W obu tych meczach Djoković musiał odrabiać straty. Tak samo było w spotkaniu z Kyrgiosem. Serb bowiem znowu słabo zaczął mecz i przegrał pierwszego seta 4:6. W drugim secie zrobiło się świetne widowisko. Djoković grał lepiej. Zaczął dobrze "odczytywać" serwisy Kyrgiosa i potrafił się im przeciwstawić. W efekcie przełamał rywala na 3:1. Problemy zaczęły się jednak, gdy Serb prowadził 5:3. Serwował, aby wygrać seta. Miał jednak sporo trudności. Przegrywał już 0:40, ale dał radę się podnieść. W tym gemie obronił w sumie cztery break pointy i zdołał zwyciężyć 6:3, doprowadzając do wyrównania w setach. Z upływem czasu, Kyrgios był coraz bardziej niespokojny i przegrał Trzecia partia była najbardziej wyrównana. Kyrgios nie mylił się tak często w wymianach, jak wcześniej. Był jednak niespokojny. Można powiedzieć, że powrócił stary Kyrgios, który podgrzewał już wystarczająco gorącą atmosferę, jaką ma finał Wimbledonu. Djoković to widział i czekał na swoją szansę. Doczekał się i w kluczowym momencie przełamał rywala. Australijczyk narzekał na publiczność. Twierdził, że nie może się skupić przy serwisie, bo widzowie go rozpraszają. W efekcie, przy stanie 4:4 Australijczyk stracił swoje podanie, choć prowadził już 40:0. Przegrał jednak pięć piłek z rzędu. W kolejnym gemie, przy własnym serwisie, Djoković miał minimalne problemy, ale ostatecznie wygrał 40:30, po tym jak returnem z bekhendu Kyrgios posłał piłkę w aut. To zagranie dało Serbowi wygraną w trzecim secie 6:4 i pozwoliło wyjść na prowadzenie 2:1 w całym meczu. O zwycięstwie w czwartym secie decydował tie-break. Gra była wyrównana i zacięta. Jednak w rozgrywce tie-breakowej nie wytrzymała głowa Kyrgiosa. Australijczyk popełnił kilka prostych błędów. W efekcie przegrał do trzech. To zapewniło Djokoviciowi triumf w całym meczu i turnieju, w którym zwyciężył siódmy raz w karierze.