Interia: Jak pan odebrał wiadomość o przyłapaniu na stosowaniu dopingu Marii Szarapowej? Piotr Radwański: - Oczywiście, że mnie to nie zaskoczyło. Niestety, świat tenisa nie jest czysty, wolny od patologii. Doping to tylko jedna z nich. "Betowanie" (ustawianie meczów pod zakłady bukmacherskie - przyp. red.) to kolejna. Ale oszustwa zaczynają się już w wieku juniorskim, czy jeszcze wcześniej. Mam na myśli fałszowanie dat urodzenia. W efekcie czternastolatek gra z dwunastolatkiem, a niby rocznikowo wszystko się zgadza. Dwa lata w tym wieku to przepaść, ten w rzeczywistości starszy ogrywa wszystkich, jawi się geniuszem, zyskuje sponsorów. - A co do Marii, jestem trochę okrakiem na barykadzie. Szarapowa zachowała się fajnie w Singapurze. Wygrała mecz (z Flavią Penettą, 2-0 w setach - przyp. red.), dzięki czemu Agnieszka miała szanse na wygranie całego turnieju, czyli zachowała się sportowo. Przypominam jednak, że w ciągu ostatnich dziesięciu lat meczów z Szarapową troszkę było, a okazuje się teraz, że Maria grała przy pomocy swego rodzaju respiratora, mówiąc oczywiście żartem. Jak ten incydent wpłynie na światowy tenis? - Bardzo źle. Szarapowa to jednak supergwiazda, szkoda, że do tego doszło. Ale po to są te instytucje, by zwalczać doping, czy tych, którzy sprzedają, ustawiają mecze. Należy ich wyławiać i karać. Jestem zwolennikiem karania. Może nie radykalnego, bo to jest pierwszy raz, ale jednak oszustwo w sporcie należy eliminować. - Samą karą jest infamia. Szarapowa wzięła to na barki i powiedziała o tym szczerze. Akurat to mi się podoba. Podejrzewam, że dzięki temu kara będzie mniejsza. - To nie pierwszy taki przypadek w światowym tenisie. Wcześniej przyłapane były: Capriatti, Hingins, dziwne zakończenie kariery na dwa lata przez Justine Henin, Bartoli skończyła karierę tuż po wygraniu Wimbledonu. - Od mistrza się wymaga więcej. Szarapowa pełni w tenisie taką rolę, jaką Lance Armstrong pełnił w kolarstwie. Do tego dochodzi kontekst afery dopingowej w Rosji. Przecież tam się trup ściele. Jak pan wie, w niewyjaśnionych okolicznościach zginęło dwóch były pracowników Komisji Antydopingowej. Sprawa jest gardłowa. Może teraz jesteśmy świadkami odprysku z tego. Dziwne sprawy. Przypominam, że mamy rok olimpijski. Widać, że nie wszyscy grają czysto, to może w tenisie - wzorem kolarstwa - powinno się zastosować paszporty biologiczne, by ci, którzy nie wspomagają się nielegalnie nie byli krzywdzeni? - Powiem szczerze, że kontrole antydopingowe w tenisie są bardzo częste. Agnieszka jest badana średnio 12-14 razy do roku. Praktycznie raz na miesiąc ma kontrolę i to na całym świecie. Komisja jest w stanie wejść rano o szóstej do domu czy w Krakowie, czy w Warszawie, a podczas turniejów do hotelu i zrobić badanie. Czyli "Isia" podlega kontroli nie tylko podczas zawodów? - Oczywiście, że nie. Oni mogą nawet w samolocie ją skontrolować. Jeśli upublicznisz wiadomość, że jedziesz pociągiem sześć godzin z punktu A do punktu B, to mogą wejść do przedziału i zaprosić do toalety na badanie. Tak było i proszę mi wierzyć, że wielokrotnie o szóstej rano ekipa antydopingowa pukała. A gdyby się nie otworzyło drzwi? - To źle to się skończy. Kiedyś podobny problem miała Carolina Wozniacki. Podała swe miejsce pobytu, a potem, gdy komisja chciała ją zbadać, okazało się, że jej w nim nie ma i miała problem. Zasady walki z dopingiem są prowadzone bardzo ostro i to mi się podoba. Jestem zwolennikiem rygorystycznego podejścia: badania w każdej chwili, o każdej porze, gdziekolwiek. Jako były sportowiec, jak pan sądzi, co mogło kierować Szarapową? Chęć szybkiego dojścia na szczyt WTA po kontuzji? - Nie mogę gdybać. Nie wiadomo, ile lat to brała i po co to robiła. Jeżeli się ma wadę serca, to się nie uprawa zawodowo sportu. Inne tłumaczenie to jest bzdura. Nie chcę jej ani bronić, ani atakować. Niech sama wszystko wyjaśnia. Pierwsze kroki już zrobiła, co mi się podoba. Maria ma o tym szczerze mówić, a nie tak jak nasz były prezydent. Rozmawiał: Michał Białoński