Teraz dla szerokiej masy kibiców "polski tenis", czy to się komuś podoba czy nie, to tak naprawdę tylko Marta Domachowska - 62. tenisistka rankingu Sony Ericsson WTA Tour. Nie róbmy błędu, nie doceniając osiągnięć 19-latki z Podkowy Leśnej. Zakończony w ubiegłym tygodniu turniej J&S Cup (pula nagród 585 tys. dolarów) w Warszawie dał kolejną okazję polskim kibicom do obserwowania w akcji dziewczyny, która niewiele ponad rok temu w Casablance wygrała swój pierwszy mecz w turnieju głównym zawodowego cyklu rozgrywek. Ubiegły sezon to był rok "pierwszych razów" dla Marty w WTA Tour: pierwszy ćwierćfinał (Casablanca), pierwszy półfinał (Sopot) i pierwszy finał (Seul). Początek 2005 przyniósł także debiut - okraszony zwycięstwem w I rundzie Australian Open - w głównej drabince wielkoszlemowego turnieju. Bez wątpienia postęp w grze naszej najlepszej tenisistki jest ogromny. I jest to postęp wymierny, bo mierzony awansem w rankingu. Jeszcze pod koniec 2003 roku Polka klasyfikowana była na 356. miejscu, by pod koniec ubiegłego sezonu "wskoczyć' na 74. lokatę. - Na pewno ograłam się. Zagrałam już dużo takich turniejów - powiedziała Marta Domachowska w rozmowie z INTERIA.PL - Poznałam wszystkie dziewczyny, czuję się już dobrze w ich towarzystwie. Po prostu czuję się pewniej. Przed bieżącym sezonem przed Martą postawiono nowy cel - awans do pierwszej "40". - Myślę, że jest to realne. Jest dużo moich rówieśnic, które są już wyżej w rankingu, a ja mogę do nich dołączyć - wyjaśniła tenisistka. Początek roku dawał powody do optymizmu, potem był mały dołek, ale niedawny występ w Amelia Island i zacięty, niestety przegrany, pojedynek z Venus Williams znów wlał w serca naszych tenisowych kibiców trochę optymizmu. - Na pewno jestem teraz bardziej pewna siebie. Na początku roku miałam z tym problemy, ale myślę, że ostatni występ w Amelia Island dodał mi wiary we własne siły - dodała Domachowska, która w zakończonym w ubiegły weekend w Warszawie turnieju J&S Cup dotarła do II rundy, eliminując sklasyfikowaną o 30 miejsc wyżej Virginie Razzano. - Daj Boże zdrowie, byśmy mieli w tak silnych światowych sportach ludzi tak wysoko notowanych. To, że Marta gra jak równa z równą z zawodniczką o 30 miejsc od niej wyżej klasyfikowaną, wygrywa i to zwycięstwo nie podlega ani przez moment żadnej dyskusji, to już jest dużo - stwierdził Tomasz Wolfke, dziennikarz od lat specjalizujący się w tej dyscyplinie i komentator tenisa w Eurosporcie. - Żeby zrobić kolejny krok naprzód musi wygrywać nie pojedyncze mecze, a kilka pojedynków z rzędu. Musi przechodzić rundę, dwie w imprezach i to na stałe. Musi być kontynuacja. No właśnie, z tą kontynuacją jest nieco problemów. Z dziewięciu imprez, w których nasza rodaczka brała - jak na razie - udział w tym sezonie tylko w dwóch odniosła więcej niż jedno zwycięstwo. To prawda, że w pierwszych rundach wielu imprez Polka trafia często na niżej notowane rywalki, ale... - Kiedy gra się z zawodniczkami z wysokiej półki, nie ma się praktycznie nic do stracenia. Wychodzi się na luzie i gra się najlepiej jak się potrafi - wyjaśniła nam 19-latka, która w tym tygodniu zdaje pisemną część egzaminu maturalnego. - Natomiast z słabszymi rywalkami wszyscy mówią: "musisz wygrać itd.". Wiadomo, że może się zdarzyć słabszy dzień, ale ważne jest, żeby i wówczas zwyciężyć. Dużo ostatnio mówi się o także o ciągłych zmianach trenerów. Po Pawle Ostrowskim przyszedł Czech Thomas Janda, a przed kilkoma tygodniami te obowiązki przejęła była znana tenisistka Iwona Kuczyńska. I chociaż w przeciwieństwie do Jandy, na kontakt z pierwszą polską zwyciężczynią imprezy z cyklu WTA (w deblu w parze Martiną Navratilovą) Marta nie narzekała (- Podobają mi się jej dynamiczne treningi - mówiła nam przed tygodniem), to tuż po zakończeniu J&S Cup obie strony rozstały się. Nowy szkoleniowiec na dłuższy okres czasu to więc jeden z priorytetów. Fachowcy podkreślają jednak, że nie ma wielkich przeszkód w dalszym harmonijnym rozwoju Domachowskiej. - Wyniki świadczą o tym, że wszystko idzie we właściwym kierunku i rzeczywiście jej gra wygląda pewniej. Taki element, który rzuca się w oczy, to jest dużo więcej spokoju w jej poczynaniach, dużo więcej wygranych piłek we właściwych momentach i dużo mniej niewymuszonych błędów - powiedział INTERIA.PL Tomasz Iwański, były wielokrotny mistrz Polski. - One zawsze zresztą będą się zdarzać przy jej stylu gry, ale teraz jest ich zdecydowanie mniej. Jest także rezerwa w grze, co pozwala być optymistą co do dalszego awansu. Wspomniana matura Marty powoduje jej przerwę w występach na światowych kortach. Z powodu zdawanych egzaminów nasza rodaczka opuści imprezy w Berlinie i Rzymie i wystąpi prawdopodobnie dopiero w Strasbourgu - tydzień przed rozpoczęciem French Open na kortach Rolanda Garrosa. W Paryżu pojawi się następna szansa, by zabłysnąć... Witek Cebulewski