Tegoroczna edycja turnieju Mutua Madrid Open była niezwykle trudna dla Igi Świątek. Polka od początku hiszpańskich zmagań walczyła ze swoją nie najlepszą dyspozycją. Już w pierwszym meczu ocierała się o pożegnanie z rozgrywkami. Przegrywała 4:6 i 2:3 z różnicą przełamania w meczu drugiej rundy z Alexandrą Ealą, ale zdołała podnieść swój poziom i odwróciła losy rywalizacji. Pojedynek z Lindą Noskovą miał być zwiastunem, że raszynianka wraca do lepszej formy. Pewne zwycięstwo z niewygodną rywalką dawało nadzieję, że 23-latka rozkręca się z każdym spotkaniem. Pierwszy set kolejnego starcia był kontynuacją tej dobrej passy. Świątek wygrała premierową odsłonę meczu z Dianą Sznajder do zera. Później znów zobaczyliśmy jednak Igę, która nie tyle, co walczy z przeciwniczką, co bardziej z własną grą. Mimo kłopotów zdołała pokonać Rosjankę i zameldowała się w ćwierćfinale. W nim zrewanżowała się Madison Keys za porażkę poniesioną podczas Australian Open, ale na początku zanotowała prawdziwy falstart. Po raz pierwszy od blisko czterech lat przegrała seta do zera. Ostatecznie Polka wygrała jednak 0:6, 6:3, 6:2. W trakcie czwartkowej potyczki z Coco Gauff nie było już jednak jakiejkolwiek reakcji ze strony raszynianki. Nie pomógł nawet krótki reset po gładko przegranej premierowej odsłonie. Czyli coś, co zadziałało w trakcie batalii z triumfatorką australijskiego Szlema. Wiceliderka rankingu przegrała w trakcie potyczki z 21-letnią reprezentantką Stanów Zjednoczonych aż 11 gemów z rzędu. Niewiele brakowało, a drugi set zakończyłaby bez zdobycia choćby jednego "oczka". Ostatecznie skończyło się na wyniku 1:6, 1:6, co i tak stanowi najbardziej dotkliwą porażkę Igi w ostatnich sezonach. Dawno nie widzieliśmy na korcie Świątek tak bezradnej. Dopiero po spotkaniu wyszło na jaw, z czym Polka zmagała się w ostatnich kilkunastu dniach. Tuż przed turniejem w Madrycie odszedł jej dziadek, z którym była mocno zżyta. Niewątpliwie mogło mieć to spory wpływ na postawę Polki w tegorocznych rozgrywkach w Madrycie, ale sama raszynianka nie zamierzała się tym faktem usprawiedliwiać. Bardziej patrzyła na stronę sportową, przy okazji doceniając to, jak zagrała Amerykanka. Gauff rzeczywiście wyglądała wczoraj bardzo pewnie na korcie, wróciła do swojej wysokiej dyspozycji. Trudno było znaleźć element, który by nie funkcjonował. Nawet forhend i serwis, z którymi borykała się w ostatnich miesiącach, działały bez zarzutu. Dzięki temu zobaczymy Coco w jutrzejszym finale, gdzie zmierzy się z Aryną Sabalenką. WTA Madryt: Znamy plan gier na sobotę. Organizatorzy potwierdzili godzinę finału Sabalenka - Gauff Starcie pomiędzy Białorusinką i Amerykanką zwieńczy singlowe zmagania w Madrycie. Włodarze hiszpańskich rozgrywek opublikowali już oficjalny rozkład gier na sobotę. Potwierdziło się to, co organizatorzy zakładali przed turniejem. Finał gry pojedynczej kobiet rozpocznie się nie przed godz. 18:30. Będzie to już dziesiąte bezpośrednie starcie pomiędzy Sabalenka i Gauff. W tym momencie w zestawieniu H2H jest 5-4 dla Coco. 21-latka wygrała ich ostatni pojedynek, rozegrany w półfinale ubiegłorocznego WTA Finals. Patrząc na formę, jaką zaprezentowały obie zawodniczki w poprzednich spotkaniach w Madrycie, zapowiada się pasjonujący finał. Aryna wyeliminowała we wcześniejszych fazach dwie Ukrainki - Martę Kostiuk i Elinę Switolinę. Dla Białorusinki to już trzeci z rzędu finał w imprezie rangi "1000", a czwarty z kolei patrząc na wszystkie kategorie. Z perspektywy Gauff pojedynek będzie miał dodatkową stawkę. Jeśli pokona Sabalenkę, wówczas awansuje na pozycję wiceliderki rankingu kosztem Igi Świątek. Dla Polki byłaby to pierwsza rozłąka z TOP 2 kobiecego zestawienia od ponad trzech lat.