Dominator - tym słowem w ostatnich miesiącach oceniano Novaka Djokovicia. Znakomity Serb, od zakończenia Wimbledonu, wygrał wszystkie turnieje, w których wystąpił. Jest światową jedynką, nikt nie miał chyba wątpliwości, kto jest w tourze teraz najbardziej regularny. Mimo, że w Pala Alpitour przegrał w fazie grupowej z młodym Jannikiem Sinnerem, a później był skazany na to, jak zachowa się Włoch w ostatnim spotkaniu z Holgerem Rune. Bo 22-latek mógł sprawić, że "Nole'a" nie byłoby w półfinale. Sinner jednak nie kalkulował, ograł Norwega, na Djokovicia wpadł więc znów, tym razem w finale. I tam Serb pokazał wielką klasę - rozbił rywala 6:3, 6:3, nie dał mu szans, był lepszy w każdym elemencie. W niedzielę Djoković znalazł sposób na Sinnera. Sześć dni później to Włoch miał lepszy pomysł Już wtedy Djoković mówił, że to być może najlepszy sezon w karierze, a choć jest zmęczony, to chce jeszcze z reprezentacją sięgnąć po Puchar Davisa. W ćwierćfinale z Brytyjczykami Serbowie uporali się gładko. W półfinale z Włochami zaczęły się schody. Egzamin zdał Miomir Kecmanović, który pokonał notowanego o blisko 30 miejsc wyżej w rankingu Lorenzo Musettiego 6:7(7), 6:2, 6:1. "Nole" miał postawić kropkę nad i, ale warunkiem było pokonanie Sinnera. Czyli jedynego zawodnika, która od połowy lipca znalazł na niego sposób. W Turynie Serb wygrał finał, bo jak sam mówił, musiał zmienić sposób gry w porównaniu do ich starcia w fazie grupowej. Miał tu na myśli taktykę, bo w pierwszym ich starciu dał się zaskoczyć. Tymczasem kibice w Palacio de Deportes José María Martín Carpena przecierali oczy ze zdumienia. Djoković kompletnie nie radził sobie z serwisem Włocha, ale to jeszcze pół biedy. Gorsze dla niego było to, że młodszy rywal świetnie odgadywał kierunki serwisu lidera rankingu ATP i dobrze returnował. Już w trzecim gemie wywalczył pierwszego break pointa i go wykorzystał, za chwilę znów przełamał giganta. Nic więc dziwnego, że na tym poziomie set był już de facto stracony. Sinner domknął go gemem wygranym do zera. Malaga świętowała, kapitalne starcie gigantów. Djoković ruszył i odrobił straty Publiczność szalała, ale kibice żyli tym spotkaniem od pierwszej akcji. Emocje były ogromne, a gdy Djoković zaczął przejmować inicjatywę - sięgnęły zenitu. "Nole" świetnie zresztą współpracował z trybunami, co chwilę coś pokazywał w ich kierunku, zachęcał do wsparcia. Sinner był bardziej stonowany, ale i u niego czasem odzywały się emocje. Drugi set potoczył się odwrotnie - w czwartym gemie Sinner stracił serwis, zresztą po podwójnym błędzie. Mimo, że wcześniej miał akcję na wyrównanie stanu na 2:2. Był to jedyny break point aż do ósmego gema, gdy Włoch serwował po utrzymanie nadziei na wygranie seta. Sporo tu było fantastycznych akcji, ostatni punkt wywalczył jednak Djoković. Sinner nie trafił w kort po mocnym forhendowym crossie. Co za zwrot akcji! Trzy piłki meczowe Djokovicia i... cieszył się Sinner Było więc 1:1, emocje sięgnęły szczytu. Djoković często dyskutował z prowadzącą spotkanie szwedzką arbiter. Wciąż nie był pewny sukcesu, mimo, że sytuacja raczej była dla niego korzystna. To on w drugim gemie trzeciego seta uzyskał w końcu szansę na przełamanie, po siedmiu (sic!) okazjach Włocha na zdobycie punktu. Sinner uratował się jednak dobrymi serwisami. I tak szli łeb w łeb aż stanu 4:5 dla Serba, choć to Djoković zdobywał punkty w bardziej przekonujący sposób. I wtedy wygrał trzy akcje z rzędu przy serwisie 22-latka - zdobył trzy meczbole. Hala wrzała, śpiewy nie pozwalały na skupienie. - Proszę o ciszę, gdy zawodnicy są gotowi do serwisu - upominała kibiców pani arbiter ze Szwecji Louise Azemar Engzell. Włoch znów się uratował - wygrał pięć kolejnych akcji, jedynie w tej drugiej "Nole" mógł zrobić coś więcej. To była długa wymiana, którą Serb zakończył za długim zagraniem. Było 5:5 i wtedy stało się coś, czego chyba nikt się nie spodziewał. Djoković miał problem z krzykami kibiców, ale to nie jest wytłumaczeniem faktu, że został przełamany. Sinner zagrał kapitalnie, a później okazji już nie zmarnował. Wygrał seta 7:5 i wyrównał stan meczu na 1:1. Jannik Sinner - Novak Djoković 6:2, 2:6, 7:5. O awansie do finału zadecydował więc debel, a w nim... Djoković z Sinnerem znów stanęli po przeciwnych stronach. Pierwszemu towarzyszył Kecmanović, drugiemu - Lorenzo Sonego. W pierwszym secie doszło do jednego przełamania, w szóstym gemie cieszyli się Sinner z Sonego. W drugim też objęli prowadzenie, wykorzystali słabszą dyspozycję serwisową Kecmanovicia. Tyle że zaraz Serbowie odpowiedzieli, gdy zagrywał Sonnego. Na kolejne przełamanie, na 4:3 (serwował Kecmanović), tenisiści z Bałkanów już nie znaleźli sposobu. Mecz zakończył się symbolicznie - podawał Sinner, returnującym przy ostatniej piłce był zaś Djoković. Italia wygrała więc 6:3, 6:4. W niedzielnym finale rywalami Włochów będą Australijczycy.