O tym, że zagra w turnieju głównym Ewald dowiedziała się w sobotę przed południem. Wcześniej - dzięki "dzikiej karcie" - miała zapewniony udział w eliminacjach. Ponieważ jednak z przyjazdu do Warszawy zrezygnowała czeska juniorka, finalistka tegorocznego Wimbledonu, Nikola Bartunkova, zastąpiła ją Polka. Olgierd Kwiatkowski: Z jakimi nadziejami przystępuje pani do turnieju głównym WTA w Warszawie? Weronika Ewald: Nie skupiam się na wyniku, ale bardziej na poziomie gry i na tym jak się zaprezentuję. Chciałabym powalczyć. Cieszę się, że w ogóle tu jestem. Dostałam "dziką kartę". To pokazuje, że praca, którą wykonuję na co dzień ma sens, opłaca się. Bardzo chciałabym pokazać, że jestem godna tego wyróżnienia, choć nawet jeszcze nie wiem z kim zagram (rozmowa była przeprowadzona przed zakończeniem eliminacji - przyp. ok). Nie obawia się pani tego występu? Kort centralny na Legii, Warszawa, polska publiczność - to wszystko może zdeprymować młodą zawodniczkę, choć grała pani już w juniorskich Wielkich Szlemach. - Czuję wielką ekscytację i nie mogę się doczekać występu w stolicy. Co do juniorskich Wielkich Szlemów, to ciężko porównać takie imprezy. Wydaje mi się, że tutaj jest jednak ciut większa presja, bo gram przed polską publicznością. To daje mi kopa, ale i powoduje pewną niepewność. Dochodzi do tego sama ranga turnieju i to, że jest to pierwszy taki mój turniej, nie występowałam jeszcze w głównej drabince imprezy WTA. W ubiegłym roku były kwalifikacje i przegrana z Greczynką Despiną Papamichail. - Mam złe wspomnienia. Nie byłam w stanie dokończyć tego meczu. Miałam podejrzenie złamania. Zaraz po spotkaniu musiałam udać się na rentgen. Zaraz potem okazało się, że nic poważniejszego nie było, ale nie mogłam grać do końca. Bardzo tego żałowałam. Jakie są pani plany na najbliższy czas poza tym turniejem? Skupiamy się z trenerem, żeby zdobywać punkty do rankingu WTA. Chce się piąć w górę. wyrobić sobie taką pozycję, żeby móc grać w turniejach wyższej rangi, takich jak ten w Warszawie. Znakomite wieści z Australian Open. Dwójka młodych Polaków gra dalej A juniorski US Open? Nie wykluczamy tego z trenerem. Niemniej szykuje się do startów w polskich turniejach ITF w Bydgoszczy i Wrocławiu. One odbędą się na nawierzchni ceglanej i te starty mogą pokrzyżować nam plany występu w US Open. Jest pani nadzieją polskiego tenisa, dopiero próbuje przedrzeć się w górę rankingu WTA, a wiele niewiele starszych zawodniczek, bądź nawet młodszych z Rosji i Czech jest w pierwszej setce. W Warszawie grają 19-letnia Linda Noskova, 18-letnia Linda Fruhvirtova. Dlaczego tak się dzieje? - Na przykładzie Czech mogę powiedzieć, że wynika to z tego, ile osób gra w tenisa. Wielokrotnie byłam w Czechach na turniejach. Tam są korty tenisowe w małych miejscowościach co kilkaset metrów. Korty są zajęte non stop, gra na nich mnóstwo małych dzieci, jest dużo szkółek tenisowych. Wiadomo więc, że z takiej ilości trenujących i grających zawsze ktoś się wybije. Mam nadzieję, że sukcesy Igi Świątek nam pomogą, ale póki co Czeszki mają nad nami ogromną przewagę. Rozmawiał Olgierd Kwiatkowski